Zawsze marzyłam o domu, starym domu, w którym stałby stary, solidny kaflowy piec.
Kiedy byłam małą dziewczynką, moja babcia taki właśnie posiadała.
Pamiętam jak staliśmy sobie, ja i moje kuzynki, przytulone do rozgrzanej rozkosznie ściany kaflowego siłacza. Ileż było śmiechów, ileż chichotów, ileż opowiadania, że Piotrek, ten z drugiej C na przerwie w szkole. wsadził którejś z nas kulę śniegu za kołnierz. I, że mama znowu nie rozumie, w ogóle nas nie rozumie…
Niestety babcia za nic miała nasze przytulanie i pewnego dnia przyjechał pan i rozebrał piec, a zamiast niego wstawił paskudne, odpychające kaloryfery.
Dlatego w moim domu, który wreszcie, wreszcie, po latach udręki życia w mieście, kupiłam, stoją dwa wielkie, wypasione piece kaflowe i każdego roku, kiedy nadchodzi jesień, taszczę ze stajni drzewo i mogę godzinami cieszyć się ciepłem, które z niczym równać się nie może, a z zimnym ciepłem kaloryferów to już w ogóle.
Już za niedługo piece będą huczeć, drzewo będzie pachnieć, a ja usiądę w fotelu i zatopię się w lekturze smakowitej książki.
Wtedy nadchodzi czas ulubionych, kolorowych skarpetek.
To druga rzecz, która umila mi jesień. Lubię, kiedy są niebanalne, trochę nie do pary, bo jako jednostka wybitnie roztrzepana często z pralki wyjmuję takie, które do siebie nie pasują.
Czy ktoś może mi w końcu ten fenomen wyjaśnić? Nota bene nie tylko moje „zmartwienie”.
Kiedy idę do lasu, teraz, właśnie o tej porze roku, dopasowuję się automatycznie do drzew pomalowanych przez Trzecią Siostrę, czyli roztrzepaną Panią Jesień, w sukience w liście złote, poszarpanej przez wiatr, z babim latem we włosach, w butach z mchu zapinanymi na kasztany.
Czasami widzę jak wiewiórki rude biegną przy jej boku.
I takie dni nastają, kiedy skarpetki z podobizną rudej kitki, Madame Nutty zakładam. (Znajdziesz takie urocze cuda tutaj)
Więc w lesie z Trzecią Siostrą drzewa maluję i wtedy bardzo leśna jestem i w skarpetkach wiewiórkowych śmigam, ale kiedy wieczorem siedzę przy moim ukochanym piecu kaflowym, na fotelu z kocem w kratkę, na moich kolanach leży zawsze kot. I grana jest inna melodia.
Wiadoma sprawa, że wtedy w grę wchodzą tylko skarpetki, jakże mogłoby być inaczej : z kotem ! Hmmm, nie wątpię,że masz już ochotę na takie kocie zakończenie stóp twoich, wiesz, jeśli jesteś przyjacielem kota, to wskakuj tutaj.
Jeden z kilku moich kotów, które mnie zaszczytem dzielenia ze mną domu obdarzają, to Mieciu, ten, który nie umie schodzić z drzewa. Taka dziwna przypadłość: wejść umie, zejść już nie.
Więc fotel przy piecu kaflowym, kot na kolanach, w rękach książka, a na nogach skarpetki z kotem.
Zestaw doskonały na jesienne wieczory, polecam.
To, że o jesieni uparcie nawijam, nie znaczy, że lato mi niemiłe w sensie skarpetkowym. Tyle, że wtedy raczej truskawki na stopach lepiej wyglądają, na leśnej polance, albo w lodziarni za rogiem u pani Kasi.
Kiedy zaś Czwarta Siostra, surowa Pani Zima zakrywa białym puchem całe zło tego świata, lubię przy moim piecu z kubkiem gorącej herbaty z kwiatów dzikiego bzu, zasiąść z grubą, bardzo grubą książką, na kolanach jest, a jakże, kot, a na stopach skarpetki w bałwanki.
Przypomina mi się wtedy dzieciństwo, stary piec mojej babci, beztroskie rozmowy z kuzynkami i smak lizaka z czereśnią.
Zestaw doskonały encore: piec kaflowy, herbata z zebranych latem ziół, kot na kolanach, a na stopach kolorowe, wesołe skarpetki.
Jestem pewna, że zakochasz się w kocich, lisich, ale i wielu innych skarpetkach, które znajdziesz w uroczym sklepie, o równie uroczej nazwie „nanushki”. Czyż nie słodka ?
W sam raz dla niebanalnych istot, jakich na szczęście wiele chodzi po tym świecie i mam nadzieję,że to się nie zmieni. Jeśli do takich się zaliczasz, wskakuj śmiało i zakładaj kolorowe skarpetki. Jesień będzie dzięki nim weselsza.
Pozdrawiam – Greenelka
Przepięknie napisałaś. Skarpetki fajowe, no i te wspomnienia. Pięknie nazwałaś Trzecią Siostrę, podoba mi się, że nazywasz pory roku siostrami, a ta moja ukochana jest roztrzepana, jak ja…pewnie dlatego się dogadujemy. 😀 Kocham jesienną pogodę, obok Timmi, ja z książką pod kocykiem, a obok herbatka. 🙂 Pozdrawiam, dziś u mnie jesienna pogoda, od jutra upały, a ja wolę taką właśnie jesienną pogodę, także cieszę się z tej teraz. 🙂 Przytulam. <3
Hej Aga, no tak, ja wszystko nazywam imionami:) Dzięki, pozdrowionka 🙂
O jak ja tęsknię za kozami, one dawały prawdziwe ciepło, żaden kaloryfer tego nie odda, a na gaz trzeba by pracować na Wall Street, żeby zarobić, cudnego wieczorku, pięknie piszesz 🙂
Kozy kozami, ja mam takie wielkie kaflowe, he, he:)
Najgorszy jest gaz, zimno, ale centralne ogrzewanie też nie grzeje, człowiek siedzi przytulony do grzejnika, a drugi bok ma lodowaty, mając na sobie kilka warstw ubrań, cudnego wieczorku 🙂
No włąśnie, a chca nam odebrać piece, wiesz o tym?
Wiem i protestuję, gdzie się da, ekoterroryści zapomnieli, że czad wynika z piecyków gazowych, nie doszli jeszcze, że piece węglowe nie trują, bo mają za mało czadu, a CO2 jest niezbędny do życia (utrzymuje odpowiednie pH krwi, stymuluje ośrodek oddechowy, umożliwia oddawanie tlenu z krwi do tkanek), potrzebny do fotosyntezy, bez niego nie byłoby tlenu, to jedzenie dla roślin, cudnego wieczorku 🙂
Tak jest kochana, pozdrawiam serdecznie