jedz zdrowo, zdrowie

Dieta roślinna po 4 latach. Podsumowanie i czy było warto

Dieta roślinna jest tematem, który wciąż rozgrzewa i prowokuje dyskusje, chociaż nie jest już tak kontrowersyjny jak kiedyś.

Dzisiaj nikt nie mówi, że jestem  dziwaczką, bo nie jem mięsa.

Kiedyś, kiedy zaczynałam moją przygodę z wegetarianizmem, a był to rok 1994, nie było lekko.

Przede wszystkim niewiele było książek z przepisami dla wegetarian i wegan, nie mówiąc o internecie, a jeśli już były, to tak wymyślne, że musiałabym siedzieć w kuchni godzinami, a ja tego nie lubię.

Moje jedzenie ma spełniać trzy kryteria. Być smaczne, zdrowe i szybko przygotowane. Stój, właściwie cztery, bo nie może mnie dużo kosztować.

Na początku chodziło mi tylko o to, żeby nie jeść mięsa.

Decyzję podjęłam w ciągu jednego wieczoru.

Przez przypadek, szukając czegoś  możliwego do oglądania w telewizji, zobaczyłam  kilka migawek  z rzeźni, właściwie króciutki fragment, bo dłużej bym nie zdzierżyła. I  w tej samej chwili stalam się wegetarianką.

Rano opróżniłam lodówkę ze wszystkich kiełbas, z czego bardzo ucieszył się  mój pies, a ja, prawdę mówiąc, nie wiedziałam co dalej.

Więc po prostu jadłam wszystko oprócz mięsa. Sery, mnóstwo potraw z mąki, dużo fastfoodów,  pizze, zapiekanki, frytki, nutellę, piłam colę i soki z kartonów.

dieta roslinna po 4 latach

Moje dzieci do dziś wspominają ten okres, kiedy owoc był tylko w postaci dodatku, a z warzyw tradycyjny listek sałaty na talerzu i marchewka z groszkiem na tłustej zasmażce z białej mąki.

W ten sposób odżywiałam się do roku 2012, kiedy powoli zaczęły się drobne jeszcze, ale mimo wszystko problemy ze zdrowiem.

Takie tradycyjne. Wzrosło ciśnienie,  przytyłam, miałam takie charakterystyczne podpuchnięte oczy i zero energii.

Lekarka rodzinna miała tylko jedną jedyną receptę na moje dolegliwości.

Tabletki.

Po tabletkach spuchły mi nogi. Na to pani doktor zaproponowała mi kolejny specyfik, który miał działanie moczopędne, czyli powinien odprowadzić wodę, co postanowiła osiąść w moich łydkach i pod oczami.  Nawet słowem nie wspomniała, że może za dużo soli? A może  w ogóle coś nie tak?  Nie zapytała jak żyję, co jem, czy się ruszam, czy dużo czy mało śpię, czy się stresuję.

Tabletki. To miało być remedium na wszytko.

Powiedziałam tabletkom nie. Kategoryczne NIE.

I zaczęłam szukać na własną rękę sposobów wyjścia z tej matni i doprowadzenia swojego zdrowia do porządku. Wiadomo, że pomógł mi internet. Chwała mu za to…

Pierwsze na co wpadłam, to była strona poświęcona zielonym koktailom.

To był początek i od razu eureka !

Kupiłam blender i przyrządziłam mój pierwszy bananowo- szpinakowo- jabłkowy szejk. Nigdy tego nie zapomnę.

Był marzec 2014 roku.

Krótko potem wybrałam się w podróż do Kijowa i pamiętam, że jechaliśmy bardzo długo pociągiem bez żadnej przesiadki.

Byłam zdana na swój prowiant. I to był właśnie zielony koktail. Nie tylko, miałam też ciasteczka mocy z siemieniem lnianym, orzechami i pestkami słonecznika i dyni. Dzisiaj wiem, że właśnie to jedzenie dało mi siłę i ani przez chwilę nie czułam się zmęczona.

Drugim krokiem, który zrobiłam, było całkowite wyrzucenie z diety pszenicy.

To był kolejny strzał w dziesiątkę. Wszystkie białe bułeczki, ciasteczka, chlebki bielutkie ze złotą skórką, makarony i biały ryż. To wszystko poszło w siną dal.

Potem przestałam jeść nabiał.

Mleka nigdy nie lubiłam, zatem nie było to dla mnie żadnym problemem, ale po odstawieniu serów poczułam się początkowo dziwnie, zwłaszcza brak żółtego sera bardzo mi dokuczał. W jakiś sposób byłam uzależniona.

 Po odstawieniu nabiału natychmiast poprawiła mi się cera.

Dzisiaj wiem, że te wszystkie ulepszacze, poprawiacze masowo dodawane do jedzenia były i są przyczyną tak powszechnych chorób, jakie mnożą się we współczesnych społeczeństwach, przekarmionych i jednocześnie niedożywionych, no i do tego uzależniają.

Nie wspomnę o antybiotykach w mięsie, i o wszechobecnym cukrze. Narkotyku numer jeden.

Cukier uzależnia mocniej od heroiny i jest właściwie wszędzie.

dieta roślinna po 4 latach

Spodziewałam się, że właśnie wyeliminowanie cukru będzie najtrudniejsze. Ale o dziwo, stało się inaczej.

Kiedy odstawiłam nabiał, zaczęłam jeść więcej owoców, więcej warzyw, właściwie stanowiły i do dzisiaj tak jest, 2/3 mojego codziennego menu.

Do tego trochę roślin strączkowych i  orkiszu, tego prawdziwego Hildegardowego. O tym napiszę osobno. Orkisz albo płatki owsiane dają mi potężnego kopa energii na długie godziny. Jem je najczęściej z miodem i orzechami, z dodatkiem siemienia lnianego, albo pestek słonecznika czy dyni.

Miód jest jedynym produktem odzwierzęcym, który znajduje się w mojej diecie.

Lubię  kasze. Polska kuchnia ma ich bardzo duży wybór.

 Książki.

Książki, które mi pomogły i z których nauczyłam się jak jeść, żeby być zdrową.

Celowo nie piszę o innych aspektach zdrowego stylu życia, typu spacery, czy sport, albo generalnie ruch, walka ze stresem i co tam jeszcze.  Chodzi mi tylko o dietę. Dietę roślinną, która konkretnie wpłynęła na moje życie i zdrowie.

dr Joel Fuhrman ” Jeść aby żyć”

To była najważniejsza lektura. Od niej wszystko się zaczęło i to co napisał dr Fuhrman, na zawsze zmieniło mój sposób odżywiania i przede wszystkim otworzyło mi oczy na wiele spraw, o których nie miałam pojęcia.

dr Ewa Dąbrowska ” Ciało i ducha ratować żywieniem”

Dr Dabrowska jest twórcą koncepcji postu warzywno- owocowego, inaczej znanego pod nazwą postu Daniela, leczącego ludzi z wielu bardzo ciężkich schorzeń.

dr Cambell ” Nowoczesne zasady odżywiania”

dr Cambell jest autorem największego i najdłuższego badania wpływu żywienia na zdrowie. Prowadził je całe 20 lat i wyniki opisał właśnie w tej książce. Polecam , jest tam kawał solidnej naukowej wiedzy.

Markus Rothkranz ” Heile dich selbst” i ” Heile dich schoen”

Markus Rothkranz jest niezwykłym człowiekiem, który rzeczywiście cofnął czas. Cofnął swój zegar biologiczny. Zachęcam do lektury jego książek i zapraszam na jego kanał na YT. Markus jest przesympatyczny.

Było tych książek jeszcze więcej, ale te są najważniejsze na  mojej drodze.

Co bym zmieniła, co mi przeszkadza, a co pomaga, jakie wnioski,

czyli

dieta roślinna po 4 latach.

Zastanawiam się i mogę powiedzieć z ręką na sercu, że nie zmieniłabym nic. Czuję się świetnie, lepiej niż 10 a nawet 20 lat temu.

Nie brakuje mi mięsa, nie brakuje mi serów i nie brakuje mi słodyczy ze sklepu, takich z cukrem.

Lubię słodycze, owszem, ale piekę sama. Najczęściej ciasteczka owsiane, albo orkiszowe z bananami zamiast cukru. Robię bardzo prostą czekoladę z oleju kokosowego z kakao, orzechami i miodem.

Często spotykam się ze zdziwieniem : no jak to, przecież ty się tą dietą katujesz, chyba możesz sobie od czasu do czasu na coś pozwolić, prawda?

Ale ci, co pytają, nie rozumieją, że mi tego wszystkiego wcale nie brakuje. To co jem, bardzo mi smakuje i nie wyobrażam sobie, żebym mogła wrócić do tego co było kiedyś. To nie tylko samodyscyplina. To inne odczuwanie smaku potraw, inne upodobania kulinarne, które przyszły z czasem, w miarę, jak coraz bardziej i bardziej kierowałam się w stronę zdrowia.

dieta roslinna po 4 latach

Jesli chodzi o zdrowie,  nie mam żadnych problemów. Nic mnie nie boli. Nie chodzę po lekarzach, nie odwiedzam aptek.

Mam niesamowicie dużo energii.

Nie ogarnia mnie tak zwane popołudniowe zmęczenie.

Jestem wyluzowana. przestałam się stresować.

Znikła  moja nerwica lękowa, która dręczyła mnie całymi latami. Wcześniej byłam zamulona śmieciami w tym, co błędnie nazywa się dzisiaj jedzeniem.

Poprawiła mi się cera. Nie mam z nią żadnych zmartwień. Używam tylko kosmetyków naturalnych, najczęściej po prostu olejków. Generalnie bardzo mało wszystkiego.

Znikły opuchlizny pod oczami.

Schudłam .

Nie mam kłopotów z włosami, są mocne i gęste, tak samo paznokcie.

Rano nie muszę pić kawy, żeby wystartować w nowy dzień.

Czyli sumując, same plusy.

Jestem zadowolona i eksperyment, który zaczęłam 4 lata temu opłacił się.

Jeszcze na koniec dodam, że dieta roślinna wcale nie jest droga jak się czasami twierdzi i jest bardzo prosta.

Pozdrawiam serdecznie – Greenelka

Jeżęli to co robię, stanowi dla Ciebie wartość wartą wsparcia, zapraszam na moja stronę: Patronite.pl/greenelka

(Visited 604 times, 1 visits today)

23 thoughts on “Dieta roślinna po 4 latach. Podsumowanie i czy było warto

  1. Agnieszko, każdy musi znaleźć sposób na siebie, na lekarzy za bardzo nie ma co liczyć, a ci, którzy mają inne metody leczenia uważani są za szarlatanów.
    Mięso jadam, ale w małych ilościach, kawę piję bo lubię, a moje zmęczenie bierze sie z wyczerpującej pracy, ale rachunki płacić muszę, w czasie urlopu nie mam tego problemu. Bez makaronu i chleba nie wyobrażam sobie diety, a nie wszystko mogę jeść z powodu jelit…
    Masz rację, wszystko jest w głowie i wiele zależy od nas, choć nie wszystko…
    Twoje podsumowanie jest bardzo budujące i oby tak dalej 🙂

    1. Joasiu, co do kawy, to ja jej nie widze w jakimś złym świetle, ale w pewnym momencie przeszłam post dr Ewy Dąbrowskiej i podczas tego postu nie wolno pic kawy. Jak sie zakończył, zauważyłam, że już kawy nie potrzebuję, zatem nie widziałam powodu, aby ją pić. Co do chleba i makaronu, jem czasami, ale nie z białej mąki, czyli zero pszenicy.
      Masz rację, każdy musi znaleźć swoja drogę, dokładnie. ja przedstawiłam moja. I naturalnie pełna zgoda w sprawie lekarzy.
      Pozdrowionka 🙂

  2. Cieszę się, że potrafisz wytrwać w swoim postanowieniu. Bez nabiału nie funkcjonowałabym, a przy moich uchyłkach razowe pieczywo i ziarenka odpadają, niestety.
    Poczytaj o hodowli, jak producenci leją randapem swoje pola, jak nawożą, czym kropią, więc ta kasza wolna od pestycydów i zdrowiutka nie jest.
    Serdecznie pozdrawiam

  3. Agnieszko, gratuluję Ci że odnalazłaś swoją drogę. Niektóre uliczki, w które weszłaś są nie dla mnie ale twoje samozaparcia, zwłaszcza na początku drogi, szczerze podziwiam. Ja swojej trasy wciąż szukam, chyba jestem coraz bliżej. Uściski

    1. Dziękuję Ci za uznanie. Widzisz, właśnie to jest najważniejsze, że nigdy się do niczego nie zmuszałam. To co zrobiłam , zrobiłam z radością, wcale mi to z trudem nie przyszło. Tylko trochę trwało, zanim swoja droge znalazłam.
      Pozdrowionka

    1. Tak Agnieszko, dzisiaj wiem, że miałam braki witamin i minerałów. Za to smieci było we mnie aż za dużo. I chyba to jest problem dzisiejszych sytych spo0łeczeństw. Z jednej strony ludzie są przejedzeni, z drugiej niedożywieni.
      Pozdrowionka:)

  4. Gdybyśmy żyli w innym klimacie i świeże warzywa byłyby dostępne przez cały rok, decyzję o zmianie diety podjęłabym natychmiast. Niestety, w okresie zimowym „zielenina” zalegająca na sklepowych półkach jest bez smaku. Dziś na śniadanie przygotowałam sałatkę z pomidorów. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że była smaczna.
    Bardzo Ci gratuluję wytrwałości w swoim postanowieniu i życzę zdrowia:)

  5. Zgadza się. Dlatego zimą ratuję się kiszonkami, jarmuż to też wspaniałe zimowe warzywo, do tego super zdrowe, kapusty wszelakie, buraki, marchewka, no i to, co sobie latem zamroziłam. Zima jem też więcej kasz, przede wszystkim orkiszu.
    Pozdrówka

  6. Cieszę się, że znalazłaś swój sposób odżywiania się. Mięsa, także nie jem, oprócz ryb, które przestają mi smakować. Podobnie jak Ty, kiedyś ,uzależniona jestem od żółtego sera i białego pieczywa, a także od słodyczy. Przy niedoczynności tarczycy możesz sobie wyobrazić, jak wyglądam, tyje z dnia na dzień. Koniecznie muszę zmienić sposób odżywiania, chociaż wiem, że będzie dla mnie trudne porzucić ulubione dania.
    Pozdrawiam 🙂

    1. Nino, tak samo było ze mną, ale jestem pewna, ze dasz radę. Odpowiedz sobie na pytanie dlaczego chcesz zmienić swółj sposób odżywiania.Co chcesz przez to osiągnąć. Pamiętaj, że ulubione dania zjesz w jednej chwili, ta przyjemność trwa krótko, ale rachunek za to jest bardzo wysoki, bo stawiasz na szali swoje całe życie. A przecież nie chcesz kiedys skończyć jako wieczny pacjent i klient koncernów farmaceutycznych. Cukier jest narkotykiem, Ty nie jeste s winna temu,że uwielbiasz słodycze, to po prostu uzależnienie i warto się od niego uwolnić, chociaz w pierwszych dniach będziesz chodzić po ścianach. wiem, bo tak było ze mną. Jednak, kiedy miną te najtrudniejsze dni, zobaczysz jak się poczujesz., jak nowo narodzona, wierz mi. Co do niedoczynności tarczycy, polecałabym Ci wgłebic się w temat postu warzywno- owocowego dr Ewy Dąbrowskiej, wiem, że właśnie dla osób z tą choroba jest on wskazany. Ale wszystko ze spokojem. i po kolei. Cukier i biała mąka, postaraj się najpierw tego pozbyc. Poszukaj sobie zamiennikow, np bardzo dobry jest ksylitol, do tego zdrowy dla zębów. I ciemna mąka zamiast białej.
      Pozdrawiam i powodzenia, dasz radę:) Pamiętaj: wszystko jest w głowie

  7. Ja też powoli zmieniam swój sposób żywienia. Myślę, że łatwiej jest sukcesywnie niż po prostu wyznaczyć sobie jakąś datę, np nowy rok i radykalnie wszystko zmienić. Najpierw jeść wszystko, a następnego dnia juź tylko warzywa. Więc pierwsza była rezygnacja z czerwonego mięsa. Ograniczyłam się do drobiu i ryb. Następnie w ogóle wyeliminowałam mięso. Zostałam przy nabiale i jajkach. 2 lata temu przerzuciłam się na kozi nabiał. Potem przestałam jeść białą mąkę i ryż. Lubię pieczywo i raczej nie zrezygnuję z niego, ale ograniczam się do żytniego z pełnego przemiału na zakwasie. Pod koniec zeszłego roku zjadłam ostatnią łyżkę cukru, tzn. w ogóle przestałam jeść słodycze. Herbatę słodzę stewią. Przymierzam się do powaźnego ograniczenia owoców, bo jednak to fruktoza, która wprawdzie nie wpływa na wzmożoną produkcję insuliny, jednak, jeśli jedzona w większych ilościach, jest w prosty sposób przetwarzana w tłuszcz. Przyczynia się teź do powstawania stanów zapalnych i w zasadzie nie jest nam potrzebna. Owoce zawierają też glukozę a jednak takiego „szybkiego” cukru potrzebuję, bo uprawiam sport. Węglowodany uzupełniam makaronami z mąki żytniej, razowej, z pełnego przemiału, oczywiście kasze /jaglana i gryczana/. No i bardzo duźo rozmaitych warzyw. Tłuszcze – olej rzepakowy do smaźenia/pieczenia, na zimno – lniany budwigowy – genialny, orzechowy posmak. Niestety, uwielbiam jajka i ten kozi nabiał. Nie wiem czy kiedyś uda mi się z tego zrezygnować, ale nie mówię nie. Twój tekst zainspirowal mnie, żeby przeanalizować jak to się stało, że zmieniała się ta moja dieta. Myślę, ze motywacja – chcę lepiej wyglądać – nie była istotna. Chyba najbardziej chodziło o pogarszające się samopoczucie i to że szybciej się męczę, że zaczynam mieć problemy ze snem, a dopiero wówczas skończyłam 30stkę. Oczywiście, zaczęłam czytać róźne książki i zastanawiać się jak sobie pomóc. Lubię sprawę analizować od strony naukowej, więc żeby zrozumieć, co dzieje się w moim ciele, gdy zjem to czy tamto, zabrałam się za studiowanie biochemii dla studentow medycyny?I potem tak jakoś bez składania noworocznych obietnic, bez strasznych przygotowań i zaciskania zębów, po prostu samo wyszło. Chyba chodzi o zyskanie przekonania, że mam olbrzymi wpływ – poprzez dietę – na to, co się we mnie i ze mną dzieje. I nie chodzi tu tylko o zdrowie i wygląd. Pozdrawiam serdecznie?

    1. Ewo, bardzo Ci dziękuję za tak ciekawy i wyczerpujący komentarz. Podziwiam konsekwencję i wiedzę. Nie zgadzam sie tylko, jeśli chodzi o owoce. Ja je jem i to w dużych ilosciach, uważam , że sa idealne. Zwróc uwagę, że sa w zasadzie jedynym pokarmem , który nie musi byc podgrzewany, przetwarzany, jest po prostu doskonały. Owszem, maja fruktozę, ale jednocześnie tak dużo fitozwiązkow,że dzieki nim glukoza zostaje rozbita i nieszkodliwa. Jasne, że ktoś chory na cukrzycę musi owoce ograniczać, ale czlowiek zdrowy może jeść do woli. Ja stosuje się do tego co przeczytałam w książce dr Joela Fuhrmana , o której wspomniałam, ” Jeść aby żyć. ” Fuhrman zaleca jedzenie dużej ilości właśnie owoców i warzyw. Bo przecież. i tak nie można ich zjeść ponad miarę, no bo nie wepchniesz 10 kilo jabłek.:) Ale już soki owocowe to inna sprawa, bo nie maja błonnika w przeciwieństwie do samych owoców. Co do sera koziego, to jest jak najbardziej zdrowy, ludzie w błekitnych strefach jedzą go niewielkie ilości , jak też ser owczy. A przecież błekitne strefy to stulatkowie nie przypięci do kropłówek, lecz smigający na rowerach. Jajka też jak najbardziej sa zdrowe, ja nie jem, bo mi juz po prostu nie za bardzo smakują. Odzwyczaiłam się.
      Pozdrowionka serdeczne 🙂

  8. Gratuluję tylu pozytywnych zmian w stylu życia! Widać, że dobrze Ci służą 😉

    Też bardzo sobie cenię książki dr Fuhrmana i Campbella, czesto do nich zaglądam, powracam. Zmieniają punkt widzenia w wielu sprawach. Nie słyszałam tylko o tych ostatnich – są też po polsku? Nie znam niestety niemieckiego.

  9. Aniu, z tego co wiem, niestety książki Markusa nie zostaly przetłumaczone na polski, a wielka szkoda. Markus jest niesamowicie pozytywnie zakręconym człowiekiem, oprócz olbrzymiej wiedzy potrafi ją przekazać w niebanalnie i bardzo interesująco. Książki możesz czytać po angilelsku.
    ” Heal yourself ” i ” Heal your face”. Zajrzyj też na stronę na YT Markus Rothkranz, polecam bardzo gorąco:)

  10. Druga ta droga, ale właśnie chyba tak najlepiej krok po kroku odkrywać to, co nam służy. Znamienne jest podejście lekarzy. Nie szukają przyczyn, ale właśnie mówią – łykaj tabletki, jak coś się dzieje, to kolejne tabletki i kolejne tabletki na skutki uboczne poprzednich…ech. Trochę to nie ich wina, taki system

  11. Bardzo podziwiam i gratuluje. Ja z mięsa zrezygnowałam 5 lat temu i tez uważam to za swoją najlepszą decyzję. Niestety, dieta roślinna w stu procentach u mnie nie wypaliła. Pije mleko roślinne, ale czasami znajdzie się w mojej diecie jakiś jogurt i żółty ser. Mimo wszystko uważam dietę roślinną za najzdrowszą i najsmaczniejszą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *