” Mistrz i Małgorzata”, to najważniejsza książka w moim życiu.
I chociaż i przedtem i potem były inne miłości literackie, chociaż zakochałam się na śmierć i życie w powieściach Zafona, dzięki któremu przy okazji na zawsze oddałam serce Barcelonie, która dla mnie jest najpiękniejszym miastem świata, chociaż chyba ze dwadziescia razy czytałam „Podróż” Dygata i jechałam z Henrykiem, głównym bohaterem na Capri, chociaż też historia pierwszej skandalistki, pięknej , uwodzicielskiej Kaliny Jędrusik I Stanisława Dygata jest niesamowita, chociaż złościłam się na Scarlett z „Przeminęło z wiatrem”, no bo jak to, dlaczego nie chciała Retta, chociaż do dzisiaj pozostałam wierna „Ani z Zielonego wzgórza”, to jednak „Mistrz i Małgorzata „jest poza konkurencją.
Ile razy ją czytałam ? Już nie pamiętam, ale była jedną z dwóch książek, które zabrałam ze sobą na emigrację w 1986 roku. Druga to „Podróż” Dygata.Co ciekawe, w obydwu występuje postać Małgorzaty.
Za każdym razem odkrywałam coś nowego, moja fascynacja z latami rośnie i właściwie z książką nigdy się nie rozstaję . Jest moją najukochańszą wśród ukochanych. Mam nadzieję, że w Niebie dobry Pan Bóg pozwoli mi ją mieć przy sobie. A najchętniej spotkałabym Bułhakowa i rozmawiałabym z nim całą wieczność o tym dlaczego właśnie tak wszystko zobaczył.
Dzisiaj zapraszam powieść na mój blog.
Mistrz i Małgorzata. Moje ulubione cytaty.
Wszystkie to perełki i na pewno ucieszą pokrewne dusze.
„Tak, człowiek jest śmiertelny, ale to jeszcze pół biedy.Najgorsze, że to, iż jest śmiertelny, okazuje się niespodziewanie, w tym własnie sęk ! Nikt nie może przewidzieć, co będzie robił dzisiejszego wieczora”
Woland na słowa pewnego siebie komunisty, który tak bardzo wierzył w dogmat nicości po śmierci, że dopiero kiedy jego głowa potoczyła się po torach, bo wiesz- Anuszka rozlała olej słonecznikowy i na wszystko było już za późno, no, a tym bardziej na skruchę i uderzenie się w piersi, bo jednak ten diabeł istnieje….”
„W białym płaszczu z podbiciem koloru krwawnika, posuwistym krokiem kawalerzysty, wczesnym rankiem czternastego dnia miesiąca nisan pod krytą kolumnadę łączącą oba skrzydła pałacu Heroda Wielkiego wyszedł procurator Judei Poncjusz Piłat.”
Tak zaczyna się powieść tytułowego Mistrza, który i za miłość do Małgorzaty, która stała się wiedźmą i za to co napisał, cierpiał tak bardzo….
„Burza nadciągnie… -więzień odwrócił się i popatrzył zmrużonymi oczami w słońce – … później, pod wieczór. Przechadzka dobrze ci zrobi, a ja ci chętnie będę towarzyszył. przyszło mi do głowy kilka nowych myśli, które, jak sądzę mogłyby ci się wydać interesującymi, i z przyjemnością bym się nimi z tobą podzielił, tym bardziej, że sprawiasz na mnie wrażenie bardzo mądrego człowieka. – Sekretarz zbladł śmiertelnie, pergamin spadł mu na posadzkę. – Szkoda tylko – ciągnął związany Ha – Nocri i nikt mu nie przerywał – zbytnio jesteś zamknięty w sobie i zupełnie opuściła cię wiara w ludzi. Przyznasz przecież, że nie można wszystkich swoich uczuć przelewać na psa. Smutne jest twoje życie, hegemonie – w tym miejscu mówiący pozwolił sobie na uśmiech.”
Prokurator Judei, Poncjusz Piłat, który nade wszystko cenił czystość swoich dłoni i spokój w przeklętym mieście, tak bardzo pragnął, żeby oprócz jego wiernego psa towarzyszył mu ten, który wiedział jak uśmierzyć nieustający ból głowy prokuratora, Ten, z którym chciał dokończyć dysput…
„Przeklęte miasto… – nie wiadomo dlaczego mruknął nagle procurator i wstrząsnął się, jakby go przeszedł ziąb. Zaprawdę, byłoby to znacznie dla ciebie lepiej, gdyby ci ktoś poderżnął gardło, zanim spotkałeś Judę z Kiriatu.”
No tak, ale spotkał Judę, bo właśnie tak miała ta historia się potoczyć…
„Rzecz w tym – tu profesor rozejrzał się lękliwie i zaczął szeptać – że sam przy tym byłem. Byłem i na tarasie u Poncjusza Piłata, i w ogrodzie , kiedy rozmawiał z Kajfaszem, i na pomoście , oczywiście potajemnie, incognito, jeśli tak można powiedzieć, więc bardzo proszę – nikomu ani słowa, całkowita dyskrecja, tśśśś…”
I dzisiaj też nikt ci nie wierzy, że jesteś, Wolandzie… Bo tak wygodniej, ale przecież to tylko zwiedzenie, ułuda….
„Ludzie są tylko ludźmi. Lubią pieniądze, ale przecież tak było zawsze… Ludzkość lubi pieniądze, z czegokolwiek byłyby zrobione, czy to ze skóry, czy z papieru, z brązu czy złota. Prawda, są lekkomyślni… Ludzie jak ludzie… W zasadzie są , jacy byli, tylko problem mieszkaniowy ma na nich zgubny wpływ…”
To prawda, ludzie są tylko ludźmi – słabi, bezmyślni, pazerni i zawistni…
„Niosła obrzydliwe, niepokojąco żółte kwiaty… Diabli wiedzą jak się te kwiaty nazywają, ale są to pierwsze kwiaty, jakie się wiosną pokazują w Moskwie.”
I oto pojawia się ona – Małgorzata. Ta, która dla swojego Mistrza została Wiedźmą…
„Za mną czytelniku ! Któż to ci powiedział, że nie ma już na świecie prawdziwej, wiernej, wiecznej miłości? A niechże wyrwą temu kłamcy jego plugawy język ! Za mną czytelniku mój, podążaj za mną, a ja ukażę ci taką miłość !”
Tak, jest taka miłość, choć poza kartkami książki zdarza się bardzo, bardzo rzadko…
„Musiała albo zapomnieć o nim, albo umrzeć sama. Przecież tak nie sposób żyć! Tak nie można! Zapomnieć o nim, za wszelką cenę zapomnieć ! Ale nieszczęście na tym właśnie polega, że zapomnieć o nim nie umie.”
Kiedy naprawdę kochasz i tę Miłość tracisz, nigdy, nigdy nie zapomnisz.
„Ciemność, która nadciągnęła znad Morza Śródziemnego okryła znienawidzone przez procuratora miasto.”
Dlaczego, dlaczego Procuratorze tak bardzo nienawidzisz Judei? Czy, gdyby nie stanął na twojej drodze wędrowny kaznodzieja Joszua, Miasto byłoby ci milsze?
„Przebacz mi i zapomnij o mnie jak najszybciej. Nie szukaj mnie, to się na nic nie zda.Na skutek klęski i nieszczęść, które na mnie spadły, zostałam wiedźmą.Czas na mnie. Żegnaj, Małgorzata.”
Tak żegna się Małgorzata ze swoim poczciwym mężem, który kochał swoja żonę, ale ona nosiła w sercu tylko Mistrza…
„Nie chciałabym znajdować się po tej stronie, po której jest Abbadona.”
Ja też nie…
„Proszę się nie bać, królowo…. Proszę się nie bać , królowo, krew dawno już wsiąkła w ziemię. Tam, gdzie ją rozlano, dojrzewają już winne grona.”
Krew wsiąka w ziemię, ale nie pamięć…
„- Ponieważ możliwość wzięcia przez panią łapówki od tej idiotki Friedy jest oczywiście najzupełniej wykluczona – nie dałoby się to przecież pogodzić z pani królewską godnością – doprawdy nie wiem, co mam począć. Mam chyba tylko jedno wyjście – zaopatrzyć się w szmaty i pozatykać nimi wszystkie szpary w ścianach mej sypialni.”
Współczucie jest zawsze najgodniejszym z uczuć…
„-Proszę powiedzieć, dlaczego Małgorzata nazywa pana Mistrzem? – zapytał Woland.
Mistrz uśmiechnął się i powiedział:
-To słabostka, którą należy jej wybaczyć. Małgorzata ma zbyt wysokie mniemanie o powieści, którą napisałem.”
Ona Pana kochała, Mistrzu…
„- Teraz zawsze będziemy razem – mówił doń we śnie obdarty filozof- włóczęga, który nie wiedzieć w jaki sposób stanął na drodze Jeźdźca Złotej włóczni – gdzie jeden, tam i drugi ! Kiedy wspomną mnie, równocześnie wspomną ciebie !”
I tak będzie do końca świata…
„- Bądź tak uprzejmy i spróbuj przemyśleć następujący problem – na co by się zdało twoje dobro, gdyby nie istniało zło jakby wyglądała ziemia, gdyby z niej zniknęły cienie ? Przecież cienie rzucają przedmioty i ludzie. Oto cień mojej szpady. Ale są również cienie drzew i cienie istot żywych. A może chcesz złupić całą kulę ziemską, usuwając z jej powierzchni wszystkie drzewa i wszystko, co żyje , ponieważ masz taką fantazję, żeby się napawać niezmąconą światłością ?”
Trudno się nie zgodzić…
„- On nie zasłużył na światłość, on zasłużył na pokój.”
Jak większość z nas…
„- Mówimy, jak zawsze różnymi językami – powiedział Woland. – Ale rzeczy, o których mówimy, nie ulegną od tego zmianie, prawda?”
Najczęściej bywa, że nie rozumiemy się…
„- Ach, zniewagi są najczęstszą nagrodą za dobrze wykonaną pracę !”
Odwieczna zasada świata…
„- A zatem – ogień ! – zawołał Asazello. – Ogień, od którego wszystko wzięło swój początek i którym wszystko zwykliśmy kończyć.”
Na początku był ogień… Nie ma nic piękniejszego niż płomienie w kaflowym piecu…
„No cóż, ten, który kocha, powinien dzielić los tego, kogo kocha.”
Tak powinno być, powinno…
„- Popatrz, oto jest już przed tobą twój wieczysty dom, który otrzymałeś w nagrodę.”
Małgorzata i Mistrz… Na zawsze, na całą wieczność wreszcie razem…
„Od posłania do okna zalega szeroka droga z księżycowej poświaty, wstępuje na nią człowiek w białym płaszczu z podbiciem koloru krwawnika i zaczyna iść w kierunku księżyca.Obok niego idzie młody człowiek w podartym chitonie, ze zmasakrowaną twarzą.
– O, bogowie, o bogowie moi – mówi ów człowiek w płaszczu, – zwracając wyniosłą twarz ku swemu towarzyszowi podróży. – Cóż za wulgarna kaźń ! Ale powiedz mi, proszę – na twarzy nie ma już wyniosłości, jest raczej błaganie – przecież ta kaźń się nie odbyła? Błagam, powiedz mi – nie było jej, prawda ?
– Oczywiście, że nie było – ochrypłym głosem odpowiada mu współtowarzysz – to ci się tylko przywidziało.
– Możesz przysiąc? – prosi człowiek w płaszczu.
-Przysięgam ci ! – mówi ten, który mu towarzyszy, i nie wiadomo dlaczego jego oczy śmieją się .
-To mi wystarczy ! – zdartym głosem woła człowiek w płaszczu i pociągając za sobą swego towarzysza, wspina się coraz wyżej, ku księżycowi. Podąża za nimi spokojny i majestatyczny olbrzymi pies o spiczastych uszach.”
To mój ulubiony cytat…
A przede wszystkim wiadomo:
” Rękopisy nie płoną „
Pozdrawiam Cię – Greenelka
A może zostaniesz moim Patronem i zechcesz wesprzeć to co robię?
[…] Ludzie są tylko ludźmi, jak mawiał Woland w mojej ukochanej książce „Mistrz i Małgorzata”. […]