Adwent, czyli wszystko, ale nie spokojny czas
Właściwie zaczęło się wcześniej, ale im bliżej Świąt, tym większe szaleństwo ogarnia mieszkańców zasobnej części naszej ślicznej błękitnej planety.
Ciekawe, czy dotyczy to też ciebie ?
Czy jesteś w trakcie kupowania, czy może masz już wszystkie prezenty pięknie zapakowane i czekające na Wielkie Otwieranie ?
Czy może należysz do tych, którzy tak jak ja obserwują w spokoju ten cały stres ?
Bo ja od kilku lat należę do ludzi, którzy wchodzą w czas przedświąteczny zgodnie z regułą „Stres ? Bardzo proszę, ale z daleka ode mnie”.
Świat tak czy tak zwariował i nikt nie ma na nic czasu. Jednak o tej porze przybiera to formę doprawdy jednostki chorobowej.
I jest to wyznacznik tych dni.
Adwent, czyli wszystko, ale nie spokojny czas.
A przecież właśnie teraz dobrze byłoby zwolnić, wyciszyć się i spędzać jak najwięcej czasu z tymi, których kochasz. Co z tego, skoro prawie wszyscy robią dokładnie na odwrót.
Więc i ty jak szaleniec z głową pełną idei biegasz od sklepu do sklepu, od galerii do galerii, żeby dla wszystkich kupić odpowiednie prezenty. Ciocia musi dostać, no i wujek też.
A kiedy wreszcie przychodzisz do domu i zwalasz wszystkie paczki i paczuszki na stół, stwierdzasz, że chyba oszalejesz, bo zapomniałaś o kuzynce Kasi, która w tym roku będzie u was na Wigilii
Więc z rozwianym włosem, wkurzona na maksa wybiegasz z domu i jedziesz do miasta kupić kolejny prezent.
W galerii handlowej, której nie znosisz już całym sercem, pot leje się z ciebie wszystkimi porami, bo strasznie tam gorąco, a wokół masy ludzi, którzy wpadli na podobny pomysł i przygotowują wszystko na ostatni gwizdek. A tak w ogółe co dla tej kuzynki kupić ???
Kiedy wreszcie wszystkie prezenty są zapakowane, stres wchodzi w nową fazę.
Przecież trzeba przygotować potrawy wigilijne i świąteczne.
Więc znowu wyprawa do sklepów po potrzebne składniki.
Wyprawa rzecz jasna nie jedna, bo po drodze zapominasz to o proszku do pieczenia, to o aromacie do piernika, a taki drobiazg jak liście laurowe w ogóle wyleciał ci z głowy.
Więc jeździsz w tę i z powrotem i klniesz na czym świat stoi. Bo podobno ten czas , czas Adwentu ma być spokojny, spędzany przy blasku świec i bez stresu.
Podobno, myślisz, ale chyba u innych. Bo u ciebie to się niestety nigdy nie sprawdza.
I kiedy wreszcie wszystko jest poupychane po szafach, lodówka i spiżarka zapełnione majonezami, kiełbasami i kapustą, nie zostaje ci wiele czasu, a właściwie żaden, na odpoczynek, bo przecież za chwilę trzeba zacząć Przygotowania Właściwe.
Trzeba zamknąć się w kuchni i działać.
A co, jeżeli w twojej rodzinie jest tradycja dwunastu potraw? Padasz na twarz, ale przyrządzasz wszystkie. I co z tego, że połowy z tego nie zjecie?
Więc dwa dni siedzisz i gotujesz, pieczesz, smażysz.
Aż przychodzi Wigilia, prezenty czekają pod choinką, a jedzenie na stole.
Siadacie więc i nagle stwierdzasz, że oczy ci się zamykają ze zmęczenia. I myślisz sobie, że najlepiej byłoby, gdyby te Święta już się skończyły.
Kiedy byłam dzieckiem, Adwent oznaczał dla moich rodziców stres innego rodzaju, bo zakupy to było polowanie na wszystko.
Na wszystko, ponieważ sklepy świeciły pustkami i zdobycie czegokolwiek graniczyło z cudem.
Jak bardzo cieszyły mnie pomarańcze, wystane w kilkugodzinnej kolejce przez rodziców. Jedną wolno mi było zjeść przed Świętami. Mama piekła sernik i skórka pomarańczowa była jej potrzebna jako aromat. Reszta cennych owoców lądowała w szafie i czekała na czas po Wieczerzy.
A sama Wieczerza Wigilijna była skromna. Jednak wcale nie było mi z tego powodu smutno.
Adwent, czyli wszystko, ale nie spokojny czas
Kiedy czas się odmienił, a ja zostałam mamą, dałam się wpędzić w szaleństwo adwentowych nerwów.
Mieszkałam w Niemczech, a tam jest to jeszcze bardziej jaskrawe. Jeszcze bardziej bombastyczne. Adwent jest czasem stresu i hucznego świętowania. Mowy nie ma o spokoju i wejściu w głąb siebie, zamyśleniu, odpoczynku od zgiełku.
Liczą się tylko prezenty, a potrawy świąteczne zaczynają przypominać swoją wykwintnością bankiety w ambasadach.
Więc się dopasowałam.
W efekcie 24 grudnia wieczorem nie byłam w stanie ruszyć ręką ani nogą.
W dodatku zauważyłam pewną, bardzo często powtarzającą się sytuację.
Przed Świętami nikt nie miał czasu ! Nie miał czasu na spotkania, na ciepłe rozmowy przy aromatycznej herbatce. Nie miał czasu, bo wszędzie królował wszechobecny stres! Przecież trzeba było jeszcze tyle kupić, tyle przygotować !
Więc kiedy wróciłam do Polski, powiedziałam sobie samej STOP.
Mam dosyć padania ze zmęczenia na twarz podczas Wieczerzy.
Nie jest już bombastyczznie, nie ma wielkich prezentów, ale starannie przemyślane drobiazgi. Jest skromna Wieczerza Wigilijna i cicha radość.
A w Święta zamiast siedzenia przy stole od rana do wieczora i wpatrywania się w ekran telewizora, idziemy do lasu.
Pięknych adwentowych dni dla Ciebie – Agnieszka ( to co widzisz na zdjęciach, to mój świat, tam jest mój dom )
I zapraszam tutaj
https://greenelka.pl/stres-stres-jak-sie-go-pozbyc/
Mój ulubiony… tak pięknie można przy nim marzyć…
Uwielbiam Cię Greenelko i podpisuję się obiema rękoma pod Twoim artykułem.
Wzruszyłaś mnie. Przypomniałaś co ważne. Najważniejsze.
Dziękuję:)
A za ten spacer po lesie w Boże Narodzenie dziękuję chyba najbardziej…
O, naprawdę Igomamo? Ciesze się 🙂
Idź więc w Święta na spacer do lasu, a Okruszek niech zaśpiewa Wam i drzewom zimową piosenkę 🙂
Moja odpowiedź na Twoje pytania brzmi: NIE.
tak też trzymaj 🙂
Trzymam. Ani nie mam czasu, ani ochoty zajmować się świętami, do których tak jeszcze daleko. A jak już nadejdą, chcę odpocząć. Dość mam stresu, bieganiny i zmęczenia na co dzień.
No właśnie tak.
Pozdrowienia serdeczne:)
Ja tam nigdy nie robię wszystkiego na ostatnią chwilę, tylko systematycznie sobie planuję. A co do sprzątania mieszkania to też nie ma problemu, nic specjalnego nie robię coby lśniło. A jak choinkę ubiorę, to już wtedy lśni w całym mieszkaniu :)) Każde święta traktuję jednakowo, jak każdy dzień, po co się zabijać 🙂 I czuję się z tym dobrze, po co w święta mam umierać ze zmęczenia?!
Serdeczności.
JaGo super:)
Mam trochę inny sposób na to szaleństwo – wszystko sobie zaplanowałam i robię z odpowiednim wyprzedzeniem. Wtedy mam czas i na zadumę i na pakowanie, gotowanie czy pieczenie;)
pozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)
I o to chodzi 🙂
Dla mnie święta to też stres, ale taki przyjemny…uwielbiam stać w kuchni i przyrządzać dwadzieścia potraw na raz..:)
Natomiast jeśli chodzi o zakupy, to już dawno zrezygnowałam z chodzenia po sklepach, prezenty i żywność zamawiam w internecie..szybko i bez stresu.
Pozdrawiam
Dwadzieścia na raz? Podziwiam, czapki z głów:)
Pozdrowionka cieplutkie Amelio
Jestem zupełnie spokojna … święta mnie nie ruszają . 23.XII.br. wsiadam w samolot i lecę do dzieci do Irlandii na rodzinne spotkanie . Żadnego stania w kolejkach, potem przy garach , obżarstwa itp. rzeczy . Innymi słowy tym razem obejdzie się bez tego wszystkiego czego nie trawię .
Skupimy się na byciu ze sobą . Przylecą też pozostali moi synowie z partnerkami , będą wnuki i synowa… a że nie spotykamy się często w pełnym składzie to myślę ,że będzie bardzo wesoło ,miło i rodzinnie . I nie żadne święta a właśnie nasze spotkanie będzie tym co dla nas najważniejsze .
Pozdrawiam …
Maju, cudownie, ciesze się z Tobą 🙂
Serdeczności przesyłam:)
A u mnie jak zwykle spokojnie:)hahaha tak to jest jak w święta pracuje się daleko od domu, w innej spokojnej krainie 🙂
Wesołych Świąt
No tak, no to rzeczywiście spokojnie:)
Takie zwariowanie omijam szerokim łukiem już od kilku lat, a od kiedy syn jest dorosły to już całkiem luzik. dzielimy się obowiązkami, a jedzenie nigdy nie było dla nas priorytetem. Często pakowaliśmy kawał makowca i herbatę w termos i jechaliśmy przed siebie. Teraz też już po raz drugi jedziemy do syna, aby pobyć, pograć w gry i iść na spacer na Starówkę, a prezenty kupuję od października, bez spinki i bez nerwów 🙂
Jotko, bardzo mi się to podoba:)
Serdeczności
Tak bardzo chciałoby mi się mieć spokój, albo chociaż rutynę 🙁
A nie możesz mieć? 🙂
A ja mam jeszcze daleko do Świąt…..
Żyję czym innym…
🙂
Stokrotko, serdeczności:)
Pomysł ze spacerem bardzo mi się podoba, tylko że ja mam zawsze problem z ruszeniem całego towarzystwa od stołu – niestety. W Wielkanoc też chciałam byśmy poszli na spacer to goście się nie zgodzili i poszłam tylko z synem i dwoma psami. Mam nadzieję, że w te święta będzie inaczej. W tym roku udało mi się nie biegać po galeriach handlowych, bo noga po operacji tak za bardzo mi na to nie pozwala – i dobrze ! Coś tam szykuję w domu, ale bez spiny. Pozdrawiam Agnieszko :))
Uleczko, z synem i dwoma psami to myślę też dobrze:) Siedzenie ( tylko, bo przecież troszkę razem posiedzieć nie jest źle) i objadanie się jest straszne.
Uściski:)
Ja w tym roku bardzo spokojnie…ozdoby sobie wieszam już bo to lubię, budzi to mą artystyczną duszę, zakupy powoli już robię by nie stać w kolejkach ale nie szaleje z potrawami…bedzie co będzie chciałoby sie powiedzieć choć nie ma w tym lekceważenia świąt…po prostu spokojne szykowanie ..więcej czasu poświęcam na celbrowanie czasu wolnego..planowanie tak aby ten wolny czas spędzić ze sobą jak najwięcej razem..a i spacer na pewno!!!!!
Bardzo mi się to podoba:)
Pozdrowienia cieplutkie
Mam tę przyjemność (albo i nieprzyjemność?), że obserwuję to wszystko i czasem po prostu kręcę głową, bo to istne szaleństwo w niektórych przypadkach. Jakby zamiast świąt, świat miał się skończyć.
No właśnie, jakby świat miał się skończyć. Dokładnie:)
Agnieszko, ależ piękny jest ten twój świat. Czy to już tegoroczna zima? Wiesz, napisałaś to, co ja chciałam napisać w następnej kolejności. O tej komercjalizacji świąt, o tym zgiełku i piosenkach z dzwoneczkami, które kiedyś uwielbiałam ale po latach nie mogę już słuchać. Wyręczyłaś mnie i dziękuję za to bo zrobiłaś to pięknie. Ja w tym roku też nie daję się zwariować. Mam nadzieję, że w tym wytrwam. Pozdrawiam cię cieplutko:)
Iwonko, tak, to tegoroczna zima, ale wczorajsze wichury zmiotły śnieg. Cieszę się, że spodobało Ci się to, co napisałam, po prostu ta komercjalizacja przeraża i odpycha. Nie ma miejsca na zadumę, na kameralność. I człowiek wpada w ten kołowrotek jak chomik w kołowrotek. I kręci się bez rozumu.
Uściski:)
Podniosłaś mnie na duchu, Agnieszko. To miło być mieszkańcem zasobnej części naszej ślicznej błękitnej planety!
Boju, :):):)
Pozdrowionka
Na szczęście u mnie paranoi świątecznej prawie nigdy nie było. Najbardziej podobały mi się Wigilie dzieciństwa, gdy jeździliśmy w góry. W domu też wariactwa nie było, chociaż dużo ludzi na Wigilii (ponad 10 osób), to jednak zawsze jakieś tarcia były. I kłopot ze zdobyciem prezentów też.
Chociaż je lubiłem ten czas przed Wigilią, to pieczenie pierniczków, kupowanie choinki i jej zapach w domu, potem pieczenie innych potraw. Zmęczenia nie było, bo obowiązki dzieliliśmy dość sprawiedliwie…
Pewnie, Święta Bożego Narodzenia są piękne, ważne, żeby nie zwariować w stresie.
Serdeczności Hegemonie:)
W CZAS BOŻEGO NARODZENIA
SPEŁNIAJĄ SIĘ NAWET NAJSKRYTSZE MARZENIA.
Życzę aby Twoje i Rodzinki także się spełniły.
Iwono,dziękuję, ja też Tobie I Twoim bliskim tego życzę.