Wczoraj byłam w supermarkecie. Spodziewałam się gości i wiadomo, że musiałam zrobić większe zakupy.
Bo jem teraz tak, że niekoniecznie wszystkim to przypada do gustu. Chodziłam między regałami i kiedy doszłam do miejsca, w którym leżało masło, przypomniały mi sie czasy, w których tego masła nie można było kupić w żadnym sklepie.
Naprawdę, młodszym czytelnikom trudno w to uwierzyć, ale tak było, serio!
A przecież nie da się zaprzeczyć, że masło pochodzące od krowy spędzającej większość swoich dni na łące i przeżuwającej soczystą,zieloną trawkę, ogrzewanej przez promienie słońca, jest zdrowe.
Naturalnie w niewielkich ilościach.
Ja masła nie jem, ale wszystkim , którzy lubią, mówię smacznego.
Dlaczego ?
Bo masło zawiera
witaminę A,
dzięki której masz włosy jak szalony lew, skórę jak Kleopatra, no i generalnie cały twój układ odpornościowy jest bedzie ci wdzięczny.
witaminę E,
która pozwoli ci jak najdłużej zachować młodość, a więc to, co tygrysy lubią najbardziej, no i przy okazji wspomoże układ krążenia.
Masło zawiera też kwas linolowy CLA,
odpowiedzialny za zwalczanie wolnych rodników, czyli odpędzanie od ciebie niebezpieczeństwa różnych strasznych chorób, z którymi nie za żadne skarby nie chcesz zawrzeć nawet lużnej znajomości, nie mówiąc o przyjaźni.
Chorób tak strasznych jak na przykład nowotwory.
Masło jest naturalnie produktem wysoce energetycznym, więc naprawdę nie należałoby go jeść zbyt dużo.
Jednak pewne niewielkie ilości nie są złe, gdyby…no właśnie. Tu jest cały witz. Gdyby to było masło, które masłem rzeczywiście jest.
Moja sąsiadka przyrządza je jeszcze sposobem tradycyjnym, przyznam się, że kiedy to pierwszy raz zobaczyłam, w ogóle nie wiedziałam co to zacz. Ale wiadomo: mieszczuch nie wie takich rzeczy.
„A co to jest ? ” spytałam.
Sąsiadka spojrzała na mnie z pobłażliwym uśmiechem i otarła pot z czoła.
-Maśnica.
Ludzie, kto dzisiaj jeszcze takie coś robi! Siedzi się nad tą maśnicą godzinami i ubija śmietanę takim śmiesznym kołkiem tak długo,aż powstanie z tego masło.
I takie masło smakuje naturalnie super i jest prawdziwe. Oczywiście pod warunkiem, że krowa, która dała mleko na nie, pasła się na łące, a nie stała całymi dniami w oborze, jak to dzisiaj na wsi często ma miejsce.
Takiego masła ubitego w maśnicy raczej dzisiaj nie uświadczysz.
Chyba, że masz zamiar odwiedzić moją sąsiadkę 🙂
Jednak najlepsze masło jakie kiedykolwiek jadłam, robił mój tata w latach 80 tych.
Na półkach w sklepach były tylko ocet i makaron.Wygrani byli wtedy rolnicy z maśnicami i choć jedną krową. Reszta, czyli mieszczuchy mieli w plecy.
Mój tata jednak postanowił, że dziecko, czyli ja, musi mieć masło. Do dzisiaj pozostaje dla mnie zagadką skąd wpadł na ten pomysł. Nigdy też go o to nie spytałam, sama nie wiem dlaczego.
Czy było to dla mnie oczywiste, że rodzice po prostu dają dzieciom wszystko co najlepsze?
Myślę, że wcale się nad tym nie zastanawiałam.
Dzisiaj chciałabym mojemu tacie podziękować za jego wielkie serce i nie mogę tego zrobić, bo już dawno go wśród nas nie ma.
A metoda przygotowywania masła przez mojego tatę, była bardzo prosta.
Brał dość duży słoik,napełniał go śmietaną,zamykał i przekładał z ręki do ręki, a śmietana w środku chlupotała i przelewała się i stawała się coraz gęstsza i gęstsza,aż w końcu przestawała być śmietaną i stawała się masłem. Taką malutką kuleczką masła, bo przecież wiele tego nie mogło być. Bo i tej śmietany nie było dużo.
Ale na kanapki dla mnie starczało. Tylko dla mnie.
Bo nie pamiętam, żeby rodzice brali coś z tego masła dla siebie.
Dzisiaj, podczas wizyty w hipermarkecie, przypomniała mi sie ta historia. I mój tata, który siedział z ręcznikiem na kolanach, (to w razie, gdyby kropla śmietany miała poplamić spodnie) i przekładał cierpliwie z ręki do ręki słoik,w którym miało powstać masło dla ukochanej córeczki.
I wiem, że nigdy potem nie jadłam czegoś tak pysznego.
Choć wtedy tego nie rozumiałam.
Pozdrawiam – Greenelka
Możesz wesprzeć moj blog i kanał na YT, tutaj :
Zawsze jemy nie tylko ustami, żołądkiem, czy oczami, ale również sercem. Myślę, że delektując się tym masłem czułaś Agnieszko, jak wypełnia cię miłość Twojego taty. Wiadomo, że najlepiej smakują nam dania przyrządzane przez osoby nam bliskie.
pozdrawiam,
Jan z Czarnolasu
To prawda.Dziekuję.
Pozdrawiam Jana z Czarnolasu
Cudowne i wzruszajace opowiadanie o masle w butelce. Az chwyta za serce. Warto sobie uswiadomic, iz maslo w PRLu to byl luksus.
Pozdrawiam,
D.Rachlewska-Tomelak
Tak,niestety,nigdy nie podziękowałam mojemu tacie za Jego wielką miłość.Często bywa tak,że nie doceniamy tego co mamy,dopiero, kiedy to tracimy,rozumiemy.
pozdrawiam i dziękuję serdecznie:)
Bardzo mnie wzruszyła historia o maśle w słoiku . Przypomniała mi się jajecznica „kryzysowa” w wykonaniu mojego taty. Z dwóch jajek mąki , mleka i cebuli potrafił zrobić takie cudo, że… aż zgłodniałam w tej chwili. Takie ojcowskie dowody miłości ?
To prawda. Wtedy tego nie doceniałam niestety… A jajecznicę znam, znam… Mój tata robił też cukierki,takie na blaszce. Ale z czego były, nie pamiętam. Wiem,że super smakowały.:)