Lifestyle, romantycznie

Wszystkie samotności Kasjopei

Od zawsze lubiłam patrzeć na wieczorne niebo.

Kiedy byłam dzieckiem, tata pokazywał mi gwiazdy i objaśniał jak się nazywają, a ja wyobrażałam sobie, że wszystkie mają swoich mieszkańców..

Byłam przekonana, że gwiazdy są malutkie i na każdej z nich jest  miejsce tylko dla jednej osoby. Zresztą byłam już po lekturze ” Małego księcia”, więc każda z tych planet mogła być jedną z tych, na której żył.

I bardzo było mi żal ludzi, którzy zamieszkiwali gwiazdy, bo wydawało mi się, że są  samotni, a odległości nie pozwalały im na przeskakiwanie do sąsiada.

W związku z tym wszyscy mieszkańcy  błyszczącego, migocącego złotem nieba  byli bardzo nieszczęśliwi.

Pierwsza samotność Kasjopei

Mieszkała na naszym osiedlu i cokolwiek jej dotyczyło, było obiektem zazdrości  wszystkich  dzieci.

Jej rodzice, bardzo majętni ludzie, dbali o to, żeby córeczce nigdy niczego nie brakowało. Samo w sobie nie jest to  niczym nadzwyczajnym, moi rodzice też byli absolutnie wspaniali.

Sęk w tym, że w jej przypadku zawsze były to rzeczy, jakich  nie miał nikt z nas. Więc jej zazdrościliśmy. My donaszaliśmy brzydkie jak całe PRL, dżinsy Odra, a ona paradowała w Riflach. Na przerwach my jedliśmy bułkę ze smalcem, ona z szynką.

A oprócz tego była ładna. Bardzo ładna. I tego my, dziewczynki też  jej zazdrościłyśmy.

No więc nie lubiliśmy jej. Ale ona też nie dawała się lubić. Była naprawdę wredna.

A może tak nam się wydawało? Jak było naprawdę? Wszystko się rozmyło, zatarło…

Odetchnęliśmy wszyscy z ulgą kiedy się wyprowadziła.

W sumie nic dziwnego, to nie było otoczenie dla niej.

Podobno jej ojciec dostał olbrzymi spadek po bracie, który od lat mieszkał gdzieś poza Polską, chyba w Ameryce. No więc kupili dom, z dala od naszego osiedla. Ona nawet nas zaprosiła na swoje urodziny, ale nikt nie poszedł, bo po co.

Tylko jeden kolega dał się namówić, ale on i tak zawsze wszystko  wyśmiewał. Chyba tylko po to poszedł. Kiedy wrócił, opowiadał, że ona płakała.

” Głupia, dobrze jej tak” – powiedzieliśmy do siebie i zapomnieliśmy.

Druga samotność Kasjopei

Potem straciliśmy ją z oczu, dorastaliśmy, były inne sprawy.

Pierwsze miłości, pierwsze papierosy, pierwszy łyk wina.

Każdy z nas chciał mieć u stóp cały świat. Byliśmy zdobywcami. W marzeniach nie baliśmy się niczego i nikogo. Wierzyliśmy, że wszystko po co sięgniemy, zostanie nam dane.

Tymczasem nic nie było tak jak miało być. Za to było jak w życiu.

Lepiej ? Nie wiem. Gorzej ? Nie wiem. Czasami beznadziejnie. Czasami pięknie. Banalnie. Cudownie.

Jeden z kolegów rozpił się , drugi co prawda został prezesem wielkiej firmy, ale żona go zostawiła, bo nie miał dla niej czasu. Koleżanka Kasia wyjechała za granicę i poznała bogatego Włocha, no i podobno była szczęśliwa. Ale kto to wiedział na pewno.

Takie zwykłe życie. Rozpierzchliśmy się po świecie i każdy żył na swojej małej gwieździe.

Któregoś dnia listonosz przyniósł mi list.

Piękne pismo. Elegancka koperta. Zdumiona obracałam ją w rękach. Kiedy ostatnio dostałam list? Może z urzędu. Przyzwyczaiłam się, że  czytam sms-y,  maile, etc. A tu list.

Nie otworzyłam od razu.

Weszłam do domu, zrobiłam sobie herbaty i usiadłam w fotelu. Zamyślona otworzyłam kopertę i wyjęłam podwójnie złożoną kartkę papieru. Widniało na niej tylko kilka zdań.

” Jestem przejazdem w naszym mieście. Bardzo chciałabym się z wami wszystkimi spotkać. Czy mogłabyś to zorganizować? ”

Nic więcej, tylko numer telefonu.

I podpis : Aniela.

„Boże, co za imię, kto dzisiaj nosi takie imię, jak z Prusa” pomyślałam dokładnie tak jak wtedy, kiedy odwracaliśmy się od niej plecami.

Tak, nawet imię nam wtedy przeszkadzało. Zawsze mówiliśmy po prostu ONA.

Nie wiedziałam co zrobić. Zadzwoniłam do koleżanki i opowiedziałam jej o dziwnej przesyłce.

” Ach, ona” powiedziała koleżanka. ” Nie ma co robić, to bawi się w sentymenty.”

Zdziwiona zapytałam  o szczegóły.

” Wyszła bogato za mąż, w sumie można się było tego spodziewać. Słyszałam, że dobrze jej się powodzi, rozbudowała firmę męża, zatrudnia wielu pracowników i no, wiesz, co tu mówić.

Ach, z tego co wiem, życie prywatne nie bardzo jej się ułożyło. Ma chore dziecko. Niewidome. Ale że też sobie o nas nagle przypomniała…”  Koleżanka zamyśliła się.

Ja też. Myślałam o tym jak mocno rządził nami egoizm i zazdrość.

I właściwie nic się nie zmieniło. Każdy z nas żył na swojej małej gwieździe i wciąż  dzieliły nas od siebie tysiące lat świetlnych.

A przecież nazywaliśmy się przyjaciółmi. Kiedyś…

Obiecaliśmy sobie, że będziemy się wspierać i nigdy nie stracimy się z oczu.

I co ? Nawet nie znaliśmy swoich numerów telefonów.

Gdzieś tam jakiś mail na Święta. Każdy miał setki, tysiace wirtualnych znajomych, a tak naprawdę nie mieliśmy nikogo.  O NIEJ zapomnieliśmy całkiem.

Trzecia samotność Kasjopei

To był długi wieczór.

Wypiłyśmy dwie butelki wina i z wieczoru zrobiła się noc. Całą przegadałyśmy.

Efektem było nasze solenne przyrzeczenie, że trzeba odnowić kontakty, odnaleźć tych, z którymi bawiliśmy się tak wspaniale, kiedy w naszym życiu największym zmartwieniem było rozbite kolano.

I przede wszystkim zadzwonić do NIEJ. Spotkać się. Porozmawiać. Wyjaśnić. A na końcu może wspólnie się pośmiać?

I naprawdę chciałyśmy tak zrobić.

Ale nastał nowy dzień, potem następny, potem minął tydzień i ja ciągle mówiłam sobie, że jutro na pewno. Koperta wylądowała w szufladzie i powoli o niej zapominałam.

Było tyle ważnych rzeczy. Czas mijał i  coraz ciężej było mi wykręcić numer podany przez NIĄ.

Dlaczego nie potrafiłam jej nazwać Anielą?

Nigdy już nie rozmawiałyśmy na ten temat. Nigdy nie dostałam kolejnego listu. Nigdy nie dowiedziałam się co chciała nam powiedzieć nielubiana koleżanka z dawnych lat.

Każdy z nas pozostał na swojej gwieździe. Przyzwyczajenie ? Wygoda?

Pozdrawiam Cię serdecznie – Greenelka

Jeżeli to co robię, stanowi dla Ciebie wartość wartą wsparcia, zapraszam na moja stronę: Patronite.pl/greenelka

 

 

 

(Visited 514 times, 1 visits today)

65 thoughts on “Wszystkie samotności Kasjopei

  1. Niestety często w zabieganiu naszym codziennym nie widzimy tego, co ważne. Zapominamy i potem jest za późno. Sam miałem podobne przeżycia. Potem żałowałem.
    pozdrawiam

  2. Piękny tekst!
    Choć kończę dopiero 28 lat, to przypomina mi się moje dzieciństwo kiedy czytam Twój tekst, Agnieszko.

    pozdr.

  3. Smutny, bo tak prawdziwy… Dlaczego nie mamy czasu dla innych? Wpadamy w rutynę i każdy kto ją nam burzy jest spychany na krańce świadomości? To jest pytanie, które sobie sam zadaję i szukam odpowiedzi. Raz nie zadzwoniłem i … niedługo się okazało, że tego kogoś nie ma. Obiecałem sobie, że nigdy tak nie postąpię, ale ostatnio o mało co nie doszło do podobnej sytuacji…

  4. Smutne to bardzo, ale prawdziwe. w tej codziennej gonitwie często pomijamy to, co ważne. Szkoda mi i jednej i drugiej dziewczyny, sądzę że ich zachowanie też nie było celowe. Kiedy się jest wyśmiewanym, ciężko być jednocześnie miłym. Pierwsza chciała to zmienić zapraszając na urodziny, po czym nikt nie reagował. Szkoda 🙁 Nie jej wina, że pochodziła z bogatszej rodziny, może chętnie zamieniłabym tą szynkę na smalec, czy firmowe spodnie na tańsze. Pamiętam, miałam przyjaciółkę, z którą do dziś utrzymujemy kontakt. Ona mieszka w Niemczech, a ja tu. Kiedyś zamieniałyśmy się kanapkami. Moje były z szynką, jej z marmoladą. Później było na odwrót. Jej się powodziło lepiej, bo ten sam zawód wykonywała za granicą, nawet awansowała. Obie zostałyśmy same. Fortuna kołem się toczy, od tego nie uzależniałabym przyjaźni. Ale skąd dzieci mają to wiedzieć 😉 Też mi zawsze ciężko spotkać się z koleżankami, a szkoda 😉 Ściskam serdecznie 🙂

    1. Fortuna kołem się toczy, to prawda. A wiesz, przyszło mi do głowy jeszcze coś bardzo ważnego. Że te dzieci były w jakiś sposób okrutne. Sama pamiętam kiedy zaczęłam nosić okulary, dzieci w klasie strasznie mnie wyśmiewały. W efekcie okulary leżały w kieszeni, a ja wysilałam się ,żeby przeczytać co było na tablicy. Cierpiałam potworne męki.
      Serdeczności Dorotko

      1. Dzieci potrafią dokuczyć. Pamiętam problemy ze swoją skórą. Prawdopodobnie to była jakaś nietolerancja pokarmowa, ale miałam okazję się przy tym nasłuchać. Okulary nosiłam od 6 klasy szkoły podstawowej, na szczęście nikt już się z tego nie wyśmiewał. Buziaki 🙂

  5. Ale piękny tekst! Ja przyznam szczerze, że nie dziwię się, że ten list tak przeleżał i nie doczekał się swojej kolejki w rzeczach, które się zrobiło. Ja sama mam mnóstwo takich zadań, które ciągle nade mną wiszą, ale już od kilku dobrych miesięcy, nawet lat.

  6. Takie obietnice daje sie na wyrost, a potem wychodzi jak wychodzi. Z drugiej strony, byłam kilka razy na podobnych spotkaniach i wracałam z niesmakiem, więcej nie pójdę, pewnych rzeczy i sytuacji nie da się przywrócić i tyle…

  7. czasami brakuje sił i ochoty na spotkanie z bliskimi – po cóż czas marnować na spotkanie z nielubianą istotą z przeszłości? w imię czego? gdybym nie znalazł w sobie uzasadnienia, kartka z numerem wyfrunęłaby do kosza z prędkością światła i zapomniałbym o niej bardzo szybko.

  8. Agnieszko tekst czytałam i zachwycałam się nim. Nie mogłam się od niego oderwać tak mnie,,wciągnął,, , kiedyś napisałam wiersz małe planety, najczęściej kręcimy się wokół swoje osi i słońca. Za słońce wybieramy tych co błyszczą, albo są do nas podobni, pozdrawiam.

  9. Sama nie wiem, co mam nawet napisać. Z jednej strony – trudno kogokolwiek winić, zwłaszcza młode osoby, za to, co się stało. Poza tym, wśród dzieci często takie wykluczenia zdarzają się instynktownie – właśnie dlatego, że ktoś jest zarozumiały, wredny… Potem w dorosłym życiu to się zaciera, choć nie zawsze… Czasem ludzie noszą w sobie jakieś urazy i awersje przez długi czas… a to męczy obie strony…
    Może za bardzo żyjemy na swoich planetach/gwiazdach? Coś chyba w tym jest…
    Pozdrawiam ciepło! 🙂

  10. Pierwsza myśl, że szkoda tego spotkania, mogło być fajnie. A z drugiej strony… o czym mielibyście rozmawiać z Nią? Przecież mieliście inne światy, co tu dużo mówić, odgradzał Was mur który sami wybudowaliście. I jak widać, ten mur cały czas stoi…
    pozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)

        1. Naprawdę? Ja bardzo lubię to imię, szczególnie po lekturze „Jeżycjady”Małgorzaty Musierowicz. W jednym z pierwszych tomów, główną bohaterką była Aniela. Czytałaś? To była „Kłamczucha”. Aniela miała na imię moja kochana ciocia. W rodzinie nazywaliśmy ją Nel. Jako dziecko była na przymusowych robotach w III Rzeszy. W każdym razie to imię podoba mi się niezmiernie. Gdybym jeszcze raz mogła żyć, to właśnie jako Aniela. I dlatego główna bohaterka mojego opowiadania dostała ode mnie to imię.
          Serdeczności Gabrysiu:)

  11. Hmm, jawny i ostentacyjny ostracyzm jest niezwykle niszczący dla obu stron. Demonstrowanie swojej wrogości wobec dziewczynki tylko dlatego, że była piękna i stać było jej rodziców na markowe ciuchy jest po prosu okropne.
    Polecam tekst pewnego artykułu, bo temat wykluczenia jest znany tak jak istnieje na świecie zależność międzyludzka. http://wiadomosci.onet.pl/kraj/filip-chajzer-zorganizowal-urodziny-12-letniej-oliwii-przyszlo-kilkaset-osob/02zgbq4
    Dziwię się rodzicom, którzy nie rozmawiają ze swoimi dziećmi, nie potrafią słuchać i udzielać takich rad, które wpajają dziecku takie pojęcia jak empatia, zrozumienie, przyjaźń.
    Gdzie byli Wasi rodzice, czy Wy jako dzieci nie opowiadaliście w domu co dzieje się w szkole? To jest smutne i tragiczne. Ten ostracyzm, który tak „pięknie kwitł” w Waszej klasie jak widzę, dalej mocno trzyma Wasze dorosłe życie w garści. Tak trudno przełamać niechęć do osoby, którą w dzieciństwie skrzywdziliście. Lata dorosłości nic Was nie nauczyły, że trzeba wyciągać wnioski z własnego zachowania? Jakie wartości przekażecie swoim pociechom, że nie warto lubić ludzi, lub choćby nie niszczyć czyjegoś życia złym słowem?
    Zawsze warto wysłuchać drugiego człowieka nawet jeśli jest to Piękna Aniela. Jesteście już dorosłe, potraficie zrozumieć czym jest wykluczenie, ale dalej tkwicie w nielubieniu osoby, które praktycznie w niczym nie zawiniła. Podziwiam Piękną, że pierwsza wyciągnęła rękę aby wspólnie się spotkać. Na pewno miałaby Wam wiele do opowiedzenia, jak to boli , gdy koleżanki w dzieciństwie odwracają się plecami i życzą jak najgorszego.
    Nik nie kazał Wam rzucać się w ramiona Pięknej i dawać , że wszystko było i jest OK. A może było warto powiedzieć jedno słowo skierowane do Pięknej – PRZEPRASZAM. To tak mało, a jednak tak trudne do wypowiedzenia.

  12. Smutna historia poniekąd, ale naprawdę bardzo prawdziwa. Tak po prostu jest, że drogi się rozchodzą i jesteśmy jak tacy mieszkańcy gwiazd. Gdy przychodzi dorosłość, porzucamy się i budujemy każdy własne życie, powoli o sobie zapominamy. Ja też straciłam parę znajomości, albo nie są one już takie jak były dawniej. Przykro mi z tego powodu, nie powiem, że nie. Ale co mam zrobić? Gdy ktoś chce się spotkać, to owszem, jeśli mogę spotykam się i wtedy te rozmowy są zbyt krótkie, albo coś się pominie, bo to i tak mało czasu, by opowiedzieć sobie wszystko, co się do tej pory zdarzyło.

    1. Zgadza się. Tak mi się spodobało to porównanie do gwiazd, właśnie tacy jesteśmy. A na przykład te wszystkie spotkania klasowe. Wcześniej nawet jeździłam, ale potem zrozumiałam, że nie bardzo mamy sobie coś do powiedzenia, bo jednak życie płynęło każdemu na innej gwieździe. Trochę opowiadaliśmy każdy o sobie i potem była już cisza.
      No tak to jest. Pozdrowienia serdeczne ślę:)

  13. Przepiękny tekst, Agnieszko…
    Bardzo mnie poruszył. Samo życie.
    Żal mi Anieli. Musiała się czuć bardzo samotna.
    Niewidome dziecko…
    Ciekawa jestem, jak wyglądałaby relacja z jej punktu widzenia…
    Może napisz, Agnieszko, drugą część? Proszę…

  14. Samo życie … wciągnął mnie ten tekst i wywołał wspomnienia . Dzieci potrafią być bezkompromisowe i bardzo okrutne . Pamiętam to ze swojego dzieciństwa . Samotność wynikająca z odrzucenia przez rówieśników jest straszna i chyba pozostawia skazę na całe życie .
    Szkoda ,że nie spotkałyście się z Anielą …

    Jeśli nie zaczniemy zmieniać naszego podejścia do innych ludzi , do relacji samotność wkrótce może stać się jednym z największych problemów zdrowia publicznego .
    Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za zauważenie mojej nieobecności 😉 🙂

  15. WOW. Mogę napisać, że dostałem w przenośni między oczy tym Twoim tekstem. Bardzo dobrze oddałaś wszystkie etapy, wszystkie kroki sytuacji, której tak naprawdę mógł doświadczyć każdy z nas. Tak naprawdę to po zakończeniu jakiegoś etapu w życiu ciężko jest wrócić do ludzi, którzy z nim się wiązali jakoś, rozumiem to doskonale, bo sam widzę po sobie jakieś zbliżone sytuacje do tych co opisałaś.

    Racja, z tym filmem wiąże się pewien strach. Podobno znaleźli twórcy pewnego Egipcjanina, nie miałem jakoś okazji zbadać jego podobieństwa do Freddiego czy możliwości wokalnych. Jak to mówią należy dać twórcom szansę. 🙂

    Pozdrawiam!

  16. Agnieszko, życie po prostu… Często smutne, jak z twojej opowieści. Szkoda tej dziewczyny, szkoda, że się nie spotkaliście po latach. Była szansa, żeby spojrzeć na siebie oczami dorosłych ludzi…

  17. Tekst smutny ale życiowy.. Prawdziwy. Bez ściemy i ja takie lubię najbardziej. Pięknie napisałaś. Ja też w dzieciństwie zazdrościłam koleżankom… wielu rzeczy… oryginalnej barbie, roweru, wrotek. Tak to jest. Były znajomości fajne i Nie fajne. Momenty warte wspomnień i te mniej warte. Ale i tak było jakoś fajniej. Dziś dzieci mają dużo więcej A i tak wciąż im mało. My umieliśmy doceniać to co mieliśmy. Dziś jest trudniej o to. Bo wszystkiego jest za dużo a to wcale szczęścia nie daje.

    1. Kasiu, i co ja mam do tego dodać? Prawdę napisałaś, wiesz, to wszystko bardzo dobrze widać w maju kiedy zaczynają się przyjęcia pierwszoko0munijne i tu dopiero widać znak dzisiejszych czasów, kiedy wyznacznikiem tego święta są coraz bardziej wyszukane i drogie prezenty…

  18. zastanamiam się no wiesz Kasjopeja …………czy ……….. żeby napisać to opowiadanie trzeba to poczuć, rozumieć znaczenie słowa samotność
    pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *