„Kasjopeja i pęk liliowych melancholii” jest trzecią częścią większej całości. Zapraszam do czytania.
– Mamusiu, kiedy przyjdziesz? Obiecałaś, że mi poczytasz – z pokoju popłynął zdecydowany głosik.
Aniela otrząsnęła się i spojrzała na duży, staromodny zegar wiszący na ścianie, tuż nad półką ze śmiesznymi figurkami z kasztanów i żołędzi.
Zawsze ją wzruszały. Wiele wieczorów spędziła z Malwiną nad nimi, cierpliwie naprowadzała małe paluszki, tak, żeby kasztanowe ludziki miały rączki i nóżki. Każdy dostał imię. Były całe rodziny, niektóre bardziej ulubione, inne z niewiadomych powodów obdarzane tak głęboką niechęcią przez dziewczynkę, że stały z tyłu, prawie niewidoczne.
Nie i nie – córka Anieli była bardzo zdecydowana osóbką.
W przeciwieństwie do niej samej. Bo Aniela nigdy tego nie umiała powiedzieć. Zresztą cała była niezdecydowaniem. Ani nie, ani tak. Cale życie było na rozdrożu.
Jedyną stałą była Malwina.
Tylko jej powiedziała „tak” i to na zawsze i bezwarunkowo.
O innych nawet nie było co wspominać. Weźmy takiego męża.
Mąż. Mąż Anieli. Czasami patrzyła na jego twarz i czuła wyrzuty sumienia.
Bo był dobry. Bo był czuły. Spełniał każde jej życzenie, no, prawie każde. Co z tego, skoro Aniela nie potrafiła go pokochać. Była z nim z rozpędu, bo pokochał jej córeczkę, a to było najważniejsze. Chciała żeby dziecko miało ojca. A Mąż był ojcem idealnym. I idealnym mężem.
A Aniela była beznadziejną żoną.
-Już idę skarbie – wstała i poszła w kierunku pokoju córeczki.
Po drodze spojrzała na stolik w przedpokoju. Wciąż leżała tam koperta z pięknego, ręcznie czerpanego materiału. Wzięła ją do ręki i weszła do Malwiny.
Dziewczynka leżała w łóżeczku przytulona do liliowego pluszowego misia, niemal tak dużego jak ona sama.
Od kiedy po raz pierwszy poczuła w dłoniach aksamitne futerko pluszaka, nie rozstawała się z nim nigdy. Miś siedział z Malwiną przy stole, miś czekał cierpliwie na taborecie, kiedy dziewczynka pluskała się w wannie, Miś szedł z Malwiną na spacer. Przy czym w tym ostatnim przypadku Aniela albo Mąż nieśli Misia, wiadomo.
Tym razem Miś łypał na Anielę czarnym guzikowym oczkiem i zadowolony rozpierał się pod kołderką.
-Jaką bajeczkę ci przeczytać? – uśmiechnęła się.
– Mamusiu, przecież wiesz, że „Kjersti ” – odpowiedziało, prawie urażone indolencją matki dziecko.
Aniela westchnęła. „Kjersti” była od pewnego czasu ulubioną lekturą Malwiny.
Historia dziewczynki, której samochód okaleczył policzek, chwytała za serce i Aniela sama uwielbiała ją czytać. Wcześniej. Sęk w tym, że to było wcześniej. Bo owszem, nadal sprawiała, że Aniela czuła pod powiekami łzy. Ale tym razem to nie było zwykłe wzruszenie losami fikcyjnej bohaterki.
Tym razem łzy paliły jak ogień..
Malwina nie miała okaleczonego policzka, jej buzia była czysta i gładziutka, jak gładka może być buzia dziecka. Jednak kiedy dziewczynka śmiała się, w oczach nie migotały wesołe iskierki jak u innych dzieci. Nie mogły migotać.
Malwina była niewidoma. Nie widziała nic.
Więc Aniela nie mogła czytać historii małej dziewczynki bez uczucia dławienia w gardle. Choć była to historia zranionego policzka, czuła w niej ból swojej córeczki.
Dziewczynka traciła wzrok stopniowo i nieubłaganie.
Lekarze nie dawali żadnej nadziei na odwrócenie tego procesu. Ale Aniela nie byłaby matką, gdyby uwierzyła w wyrok bez walki. A właśnie w tej jednej sprawie była zdecydowana jak w żadnej innej.
To dlatego była z Mężem, choć go nie kochała. Wystarczało, że on ją kocha i kocha dziecko, którego ojcem nie był przecież. Bo przede wszystkim Mąż miał pieniądze. Dużo pieniędzy. A pieniądze były jej potrzebne, żeby opłacić pomoc dla Malwiny. Bo przecież gdzieś tę pomoc musiała zdobyć. Jak nie tutaj, to za oceanem.
Każdego dnia czytała najświeższe informacje o najnowszych metodach leczenia i wierzyła, że jedna z nich okaże się światełkiem w tunelu. Dosłownie.
Do tej pory nic nie wskazywało na to, że coś mogłoby się zmienić, ale Aniela nie zamierzała się podawać.
A Męża naprawdę lubiła. I ceniła za jego wielkie serce.
Poznali się kiedy zaczęła pracować w jego firmie.
Była sekretarką, więc historia nie mogła być bardziej banalna.
On się zakochał i oświadczył, ona się zgodziła. Ślub i wesele były skromne, rodzice Anieli już nie żyli, matka miała wylew, ojciec krótko po tym zginął w wypadku. Mąż zgodził się na wszystko, żeby tylko wreszcie móc Anielę wprowadzić pod swój dach.
Malwina miała już rok i bardzo szybko zaakceptowała swojego tatka, jak nazywała Męża mamusi.
Ten nigdy nie pytał, kto jest biologicznym ojcem dziecka. W jedynej na ten temat rozmowie, jaką oboje odbyli przed ślubem, Aniela powiedziała mu, że sprawa jest zamknięta i nigdy nie chce do niej wracać.
Ona sama nigdy nie myślała o tej nocy, kiedy uległa czarowi przystojnego bruneta o niebieskich oczach. Zawsze miała słabość do takich mężczyzn, ale potrafiła powściągnąć emocje i nie wychodziła poza lekki flirt.
A tym razem stało się inaczej. Może tego wieczoru samotność dokuczyła jej tak bardzo, że ponad wszystko zapragnęła schować się w mocnych ramionach i choć na krótko o niej zapomnieć?
Bo Aniela była tak bardzo, bardzo samotna.
I właściwie pogodziła się z tym. Bo zawsze tak było. I zawsze była inna. W szkole, później w pracy. Nie miała znajomych, poza sąsiadką, która podlewała kwiatki w jej mieszkaniu, kiedy Aniela wyjeżdżała.
Kasjopeja i pęk liliowych melancholii
Dziecko Kasjopei, tak nazwała maleństwo, które ku jej zdziwieniu postanowiło z nią zostać na zawsze.
Miłość do niego rosła powoli, to nie było tak, że od razu napełniła się euforią.Ale kiedy na świat przyszła maleńka dziewczynka, serce Anieli stopniało i smutek i samotność i ból przeszłości.
Aniela wreszcie była szczęśliwa.
Aż do chwili, kiedy dowiedziała się, że Malwina nie będzie widzieć. Od tej pory każdego dnia serce pękało jej na tysiąc kawałków, w każdej minucie dnia i nocy.
Mężczyzna, który jej się oświadczył, a później został Mężem, podał jej rękę i sprawił, że jej samotność skończyła się. Owszem, nie kochała go, ale z każdym rokiem coraz bardziej uświadamiała sobie, że może być jej przyjacielem.
Aniela spojrzała na kopertę z rysunkiem delikatnej lilii w rogu, Trzy dni już leżała na stoliku. Za każdym razem, kiedy Aniela przechodziła obok, brała ją do rąk i obracała w zamyśleniu.
Wiedziała, że jeśli chce wreszcie odnaleźć spokój, musi wysłać ten list.
Oczywiście mogłaby pójść tam osobiście, ale po prostu nie miała odwagi.
Pogłaskała córeczkę po policzku i zapytała:
-To gdzie skończyłyśmy czytać?
Pozdrawiam – Greenelka
/
Ale historia… czekam na ciąg dalszy!
pozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)
Agnieszko, na dole są linki do pozostałych części:)
Pozdrawiam cieplutko
Bardzo smutna historia, choć pojawia się także światełko w tunelu, bo kto ma pieniądze, ten ma możliwości. Mam nadzieję, że medycyna znajdzie możliwość uzdrowienia wzroku dziewczynki, a tatko zrobi wszystko, żeby ratować „swoją” córeczkę.
Zobaczymy Ariadno…
Pisz dziewczyno, świetnie się czyta 🙂
Dzięki Asiu:)
Masz wielki dar do pisania. Aż chce się czytać.
Super! Pomimo, że historia nie jest bardzo optymistyczna.
Pozdrawiam!
Madziu, dziękuje bardzo:), a może historia skończy się optymistycznie? Może jeszcze raz zajrzę do Kasjopei?…
Serdeczności:)
I jeszcze jeden ktoś, kto pisze… Uwielbiam to. Pisać. I czytać.
Ja też, Frau B, ja też
Serdeczności:)
Opowieść niezwykła i wzruszająca:) Masz talent pisarski Agnieszko:)
Dziękuję Mario, dziękuję 🙂
Piękne i wzruszające…
Dziękuję kochana
Wzruszenie odbiera głos. Świetnie opowiedziana historia dziecka zawsze będzie zapamiętana przez te emocje.
Serdecznie pozdrawiam
Bardzo dziękuję:)
Serdeczności
Pięknie napisana i opowiedziana historia. Zachęciłaś mnie do przeczytania kolejnych części.
Pozdrawiam 🙂
Cieszę się roksanno
pozdrowienia:)
Bardzo życiowa ta historia i dlatego tak dobrze się czyta. Ile związków ostatecznie oznacza tylko przyjaźń i to jest jeszcze bardzo dobrze. A mimo to trwają, bo tak trzeba.
Właśnie Gaju. I często są bardziej wartościowe niż te, które zrodziły się z wielkiej miłości, a kończą w nienawiści.
Poruszająca opowieść, Agnieszko. Dobrze mieć kogoś, kto da wsparcie. Chociaż małżeństwo, gdzie tylko jedna strona kocha, a druga jest, bo musi to takie nie do końca. Dobrze, że chociaż go lubi, tzn. że nie jest całkowicie nieszczęśliwa. W życiu nic nie jest łatwe i ta historia też to pokazuje.
Tak, to prawda.
Pozdrawiam cieplutko:)
Aha, liliowy to bardzo ładny kolor. 😉
Liliowy jest cudny:)
Bardzo, bardzo chcę jeszcze.:)
Nie wiem jak dalece Aniela mi opowie ciąg dalszy…
Czytam twoje ostatnie posty Agnieszko w jeden wieczór – i stał się to wieczór wielkich wzruszeń. Poruszyłaś czułe struny we mnie. dziękuję, może się odblokuję, może będzie łatwiej?
Naprawdę? Jeżeli potrafię poruszyć czyjeś serce, to moje pisanie nie idzie na marne. Napisałam do Ciebie na priv
Oj, na pewno nie idzie na marne, Agnieszko, taka opcja w ogóle nie wchodzi w grę.
Bardzo polubiłam Twoją bohaterkę, bo jest taka „ludzka”, zwyczajna z całą gamą cech i uczuć: samotna, nie do końca akceptowana, niezdecydowana, kochająca…
Zaintrygowała mnie i sprawiła, że chcę ją poznawać bardziej i bardziej…
A widzę, że fanów losów Anieli jest znacznie więcej.:)
Jest już „Henia”, może w Nowym Roku będzie „Kasjopeja”?;)
Życzę Ci tego z całego serca.
Może …
A Kasjopeja jest jedną z nas, dlatego tak bliska, prawda?