Mały piesek z Bukaresztu
Dwa lata temu, wiosną , jak zwykle pojechaliśmy do Bratanków, na Węgry.
Tym razem jednak postanowiliśmy, wydłużyć naszą trasę i wybraliśmy Bukareszt. Miasto jest piękne i zrobiło na nas wielkie wrażenie, ale nie o tym chciałam opowiedzieć.
Drugiego dnia , zmęczeni długim spacerem przysiedliśmy na ławce w jednym z licznych bukaresztańskich parków.
Zastanawialiśmy się, czy pójść dalej, czy też może na dzisiaj dać sobie spokój i wrócić do hotelu.
Popołudnie było upalne, słońce prażyło niemiłosiernie. Zamknęłam oczy . Chyba nawet zdrzemnęłam się , bo śniło mi się coś dziwnego.
Przede mną stał na dwóch łapkach maleńki piesek i klaskał przednimi.
Obudziłam się, ale piesek nie znikał.
Stał przede mną i najzwyczajniej w świecie klaskał w przednie łapki.
Był taki zwykły, nic wielkiego, mały, brązowy kundelek, o tym charakterystycznym smutnym wyrazie oczu, jaki mają bezdomne psy. I okropnie wychudzony.
Oczywiście był głodny. Podzieliłam się z nim bułką, którą miałam w plecaku, a jaką zawsze noszę przy sobie, żeby karmić kaczki w stawach w parku. Piesek zjadł łapczywie i ponownie stanął na dwóch tylnych łapkach, a przednie złożył do klaskania.
W pewnym momencie zauważyłam, że do naszej ławki zbliża się starszy pan.
-Podoba się państwu ten śmieszny piesek? – zapytał z uśmiechem.
-Oczywiście, że tak – przytaknęliśmy bez wahania, a mój mąż zapytał: czy pan jest może jego właścicielem?
-Ależ skąd – odparł miły pan. – on nie ma właściciela. Przychodzi tu każdego dnia, kiedy w mieście jest dużo turystów. Nie wiem, kto go nauczył tych sztuczek, ale najwyraźniej jest to jego sposób na życie.
Spojrzeliśmy na pieska, potem na siebie. Potem jeszcze raz na pieska i jego smutny pyszczek.
A potem schyliłam się i wzięłam go na ręce.
– Ozzy – mój mąż podrapał pieska pod brodą.
-Dlaczego akurat Ozzy? – spojrzałam na męża . On zawsze wymyśla śmieszne , dziwaczne, ale miłe imiona dla naszych zwierząt.
-Nie wiem sam, ale pasuje do niego to imię.
Ozzy, mój mały piesek z Bukaresztu – pogłaskałam pieska po łebku, a on z lubością westchnął i zamknął ślepka.
Jesteś nasz, wiesz? Nie musisz już błąkać się po ulicach – szepnęłam mu do uszka.
Tego samego dnia pojechaliśmy z naszym nowym przyjacielem do weterynarza, który go zbadał, zaszczepił i wystawił paszport. W trójkę już wróciliśmy do domu.
My i mały piesek z Bukaresztu.
Co mogę o nim powiedzieć? Jest bardzo kochany i wdzięczny za to, że wreszcie ma dom.
Żyje w absolutnej zgodzie ze wszystkimi zwierzętami, które znalazły u nas miłość. Nie ma nic przeciwko spaniu z którymś z naszych kotów w jednym koszyku i nie przeszkadza mu, kiedy wszyscy razem idziemy na spacer. Wszyscy, to znaczy nasz koty i psy.
A kiedy chce dostać coś smakowitego, staje na dwóch łapkach i klaszcze.
Pozdrawiam – Agnieszka
Na pewno zainteresuje Cię to
https://greenelka.pl/kot-i-5-powodow-dla-ktorych-musi-byc-twoim-panem/