Jest rok 1945. Lato.
Miasto, które kiedyś było piękne, teraz liże obolałe rany.
Wśród ruin przechadza się Joseph, młody przystojny oficer armii francuskiej. Przygląda się Drezdeńczykom, siedzącym na skwerku obok kikutów tego, co jeszcze kilka miesięcy temu było wspaniałym kościołem .
Łapczywie jedzą zupę z kuchni polowej.
Są smutni.Nie ma śladu po niedawnej pewności siebie. Joseph zagląda im w twarze, ale odwracają głowy. Zawstydzeni?… Kto ich wie…
Joseph chce iść dalej, kiedy nagle czuje, że musi się odwrócić. Jego wzrok napotyka spojrzenie młodej Niemki. Nie jest piękna, ale ma coś w sobie, co go urzeka.
Nagle jak zahipnotyzowani podchodzą do siebie, jak gdyby znali się od dawna.
Wystarczyło jedno spojrzenie.
Świat się zatrzymał. Nie było ruin, nie było wojny.
Byli tylko oni oboje. On chwycił ją za rękę, ona uśmiechnęła się ufnie.
I co z tego, że nigdy nie powinni ze sobą być?
Miłość chodzi własnymi ścieżkami.
Przezwyciężą wszystko, myśleli.
Zawiozę cię do domu – mówił . Zabiorę cię stąd.
Kiedy zbliżała się wiosna, mieli być już we troje.
On wsiadł w samolot i poleciał do Francji powiedzieć swoim rodzicom, że już niedługo wróci i przywiezie ze sobą ją, Ellen.
Ona czekała. Bardzo długo. Potem myślała,że może za długo.
Bo on nigdy nie wrócił.
Po latach dowiedziała się, że rodzice postawili mu ultimatum: albo zostawi Niemkę, albo wydziedziczą go. Cierpiał? Może. Skąd to miała wiedzieć ?
Wiosną przyszedł na świat Antoine.
Ten, którego Ellen nosiła pod sercem z nadzieją, że będzie ich wielką, wspólną radością.
Nigdy nie powiedziała chłopcu, kto jest jego ojcem. Było to tym bardziej łatwe, że wkrótce Niemcy zostały podzielone murem. Ellen z synem zostali po tej gorszej stronie.
Niestety.
Co do Ellen, to by było na tyle.
Nigdy już nikogo nie pokochała.
Nie żyła za długo. Mówiono, że zawsze była smutna. Może ten smutek ją zabił? A może miłość, przeklęta miłość? Może…
W dzień czterdziestych urodzin Ellen, sąsiadka znalazła ją śpiącą na sofie. Obok leżały puste fiolki po środkach nasennych. Lekarz, którego sąsiadka wezwała, powiedział, że musiało być ich bardzo dużo.
Antoine pochował mamę i opuścił miasto na zawsze.Opuścił też znienawidzone państwo.
Mógł to zrobić, ponieważ dla tego państwa był pariasem. Ani Niemcem ani Francuzem. Był człowiekiem znikąd.
Ale paradoksalnie to właśnie mu pomogło. Dostał paszport w jedną stronę i wyjechał do Niemiec Zachodnich.
Postanowił poszukać ojca. Nie wiedział , kto nim był, nie wiedział, czy żyje, ale chciał dowiedzieć się, kogo tak bardzo kochała jego matka.
I znalazł go. Tak, znalazł. Pomógł mu Czerwony Krzyż.
Ten list pisał chyba cały miesiąc.
Pisał i darł kartki papieru. I pisał znowu. To był bardzo długi list. Ale podarł go znowu i w końcu napisał tylko jedno zdanie: „Tato, odezwij się, proszę”
I odezwał się.
„Wszelkie pretensje proszę zgłaszać przez sąd.'”
Tak. Antoine nigdy więcej już do swojego ojca nie napisał. To był pierwszy i ostatni list.
Bo Joseph nie pamiętał już smutnych oczu Ellen.
Nie prześladowały go wyrzuty sumienia, zawsze spał spokojnie. Od rodziców dostał w spadku kilka fabryk, należały mu się, był synem pierworodnym i mógł rozporządzać majątkiem do woli.
A w końcu ożenił się.
Adele była odpowiednią partią i nie przyniosła wstydu rodzinie. Obraz Ellen w pamięci Josepha był coraz bledszy, aż zatarł się całkiem. Tym bardziej, że Adele dała mu syna.
Tak więc Antoine miał teraz brata, Jana.
Oboje długo o sobie nie wiedzieli.
Niekiedy tylko mały Jan łowił strzępy rozmów dziadków. Zastanawiali się , co może teraz robić chłopiec, który urodził się z tego niedobrego związku z Niemką.
Jan założył rodzinę, ożenił się też Antoine. Bracia spotkali się po latach. To jednak zupełnie inna historia.
Joseph umarł , nigdy nie poznawszy swojego starszego syna.
Pozdrawiam – Greenelka
Prawdziwa „Love-Story”. Choc nie spelniona.
Piszesz tak jak by Ci serce dyktowalo: uczuciowo i romantycznie. Sentymentalnie. Wiecej takich opowiadan, prosimy. I czekamy 🙂
pozdrawiam,
Danka Rachlewska-Tomelak
Bardzo dziękuję, cieszę się.że się podobało.Ta historia zdarzyła sie naprawdę. I niestety nie miała happy endu.
Pozdrawiam serdecznie
[…] Dla tej miłości nie było dobrego czasu. […]
[…] Miłość w czasie przeklętym […]
[…] https://greenelka.pl/milosc-w-czasie-przekletym/ […]
Bardzo wzruszająca i tragiczna historia. Wyciska łzy z oczu.
Maju, dopiero teraz zauważyłam ten komentarz, jakoś mi umknął. To historia prawdziwa. Z mojej rodziny. Jak zauważyłaś, noszę francuskie nazwisko…
Niesamowita historia Agnieszko. Teraz kiedy dziwnym zbiegiem okoliczności dowiedziałam się o mojej nieznanej dotąd rodzinie – jestem w stanie uwierzyć, że to wydarzyło się na prawdę. Gdybym czytała to parę miesięcy temu , pewnie byłoby mi trudniej w to uwierzyć. Nie wiem czemu ale czytając to miałam przed oczami film. Klatka po klatce. Przyznasz, że scenariusz – pierwsza klasa, szkoda tylko, że okupiony życiem tej biednej kobiety.
Gabrysiu, z bratem Antoine mam kontakt. To mój szwagier. Życie jest lepsze niż film. A Antoine był na grobie swojego ojca.
I ta piosenka…
tak…