26 lipca 2016 napisałam pełen goryczy tekst, do którego pół roku później, 19 grudnia życie dopisało tragiczny dalszy ciąg. Od tego czasu jest tylko gorzej.
Niemalże każdego tygodnia w sytej, hedonicznej Europie wybuchają bomby, ciężarówki wjeżdżają w tłumy ludzi i właściwie nie miejsca, gdzie można by się czuć pewnie i bezpiecznie.
Politycy powtarzają, że są w szoku, ludzie kładą pluszowe misie tam, gdzie miała miejsce kolejna masakra i trzymając się za ręce maszerują w bezradnym chocholim tańcu.
Jednym z takich miast jest Berlin. Miasto, w którym spędziłam prawie 30 lat.
Pamiętam dzień, kiedy tam przyjechałam. Był grudzień 86 roku.
W Polsce bieda aż piszczała, sklepy świeciły gołymi półkami , „reformy” Jaruzelskiego wypychały za granicę coraz to nowe rzesze dobrze wykształconych mlodych ludzi, a ci co zostali, powoli przestawali wierzyć, że cokolwiek może się zmienić.
Dla mnie , która zdecydowała się wyjechać z socjalistycznego raju, Berlin Zachodni był nieopisanie piękny.
Miasto miało niesamowity wdzięk.
Mimo, że otoczone Murem, nic w nim nie brakowało. Było kompletne. Jeśli miałam ochotę, jechałam do lasu, jeśli wolalam nad jezioro, nie było problemu, proszę bardzo Berlin ma nie jedno.
Ulice tętniły życiem.
Kudamm, reprezentacyjna promenada, zapraszał na spacery i buszowanie po cudownych sklepach, butikach. W małych uliczkach można bylo usiąść w przytulnej kafejce i wypić kawę.
Berlin był piękny.
Uwielbiałam jeździć po nim rowerem, zwiedzać ciągle nowe okolice, nigdy nie byłam tym znużona.
Berlin był bezpieczny.
Często wracalam nocą do domu i nigdy się nie bałam.
Przyszedł rok 89. Berlin Zachodni otworzył gościnnie swoje drzwi.
Mur został rozebrany.
Miasto rozrosło się we wszystkich kierunkach. Znowu było stolicą.
9 listopada 89 roku wieczorem byłam na Check Point Charlie, w miejscu, gdzie do tej pory złowrogie tablice przestrzegały: „właśnie opuszczacie Państwo sektor amerykański”.
Brama pomiędzy dwoma światami była otwarta na oścież, mieszkańcy Berlina Zachodniego witali tych z Berlina Wschodniego kwiatami i szampanem.
Kilka lat temu wróciłam do Polski. Do domu.
We wrześniu 2015 roku Niemcy równie serdecznie jak wcześniej swoich rodaków ze wschodu, witali emigrantów z Syrii, Iraku, Albanii…
Witali ich kwiatami. Otworzyli szeroko drzwi do swoich domów i zaprosili ich do środka.
Szybko okazalo się że gościnność w tym przypadku nie popłacała. Goście, w przeważającej większości muzułmańscy, nie okazali wdzięczności.
Niemcy długo pozostawali w błogiej nieświadomości, że ich kraj zostanie z niewiadomych względów oszczędzony.
Że ataki terrorystyczne, które coraz częściej napędzały strach ludziom w innych krajach Europy Zachodniej, sytej, rozbuchanej w nihiliżmie i chorej, bezmózgowej konsumpcji , nie zdarzą się u nich.
Po atakach w Belgii, Brama Brandenburdzka rozświetlona była narodowymi barwami belgijskimi, po atakach we Francji, ładnie wyglądała we francuskich. Ludzie malowali obrazki na chodnikach, grali na gitarach, skladali kwiaty w miejscach, gdzie zginęli ludzie, palili świece.
Pani Merkel robila smutną minę, pan Hollande wypinał groźnie pierś i zapewniał,że bohaterska Francja nigdy nie ulegnie, a pani minister jakaś tam od zagranicznych spraw unii, płakała rzewnymi łzami.
Przedwczoraj Irańczyk z niemieckim paszportem zaszalał sobie w Monachium i zabił 9 osób, a wiele ranił.
W tym samym Monachium, gdzie we wrześniu ubiegłego roku emigranci witani byli kwiatami. Teraz tłum krzyczał, że mają się wynosić.
Gościnność już jest niemodna…
Dzisiaj Syryjczyk w Reutlingen zabił maczetą ciężarną kobietę. Dwie osoby ciężko zranił. Nie wiem czy Niemcy będą rysowac obrazki na głównych promenadach miast,jak ich koledzy i koleżanki we Francji, nie wiem czy pani Mongherini znowu zapłacze.
Okoliczności sprawiły, że po czterech latach jestem znowu w Berlinie.
Nie ma śladu po mieście, ktore wcześniej tak bardzo lubiłam.
Berlin jest brudny. Parki i skwery nie zapraszają do odpoczynku. Na trawnikach i ławkach siedzą rodziny emigrantów, które przyjechały na zaproszenie pani kanclerz.
Do U-bahnu wsiadłam tylko jeden raz. Było brudno, panował zaduch niemytych ciał, kobiety taksowane były łakomymi oczami ciemnoskórych młodych mężczyzn.
Ulice są zaśmiecone odpadkami i papierami. Nie widać, żeby komuś to przeszkadzało.
W niektórych dzielnicach słychać śpiew wzywający do modlitw muzułmańskich. Kobiety noszą tam burki, czyli są zakryte od stóp do głów czarnymi szmatami. Wloką za sobą 4 albo więcej dzieci. Nowych obywateli niemieckich.
Berlin jest jeszcze wolny od zamachów. Jak długo ?
Bo jestem pewna, że niejedna maczeta jest już naostrzona.
Cieszę się, że wróciłam do Polski …
Pozdrawiam serdecznie -Agnieszka
i zapraszam tutaj:
https://greenelka.pl/henia-5-minelo-jeden-dzien/
JEŚLI TEN TEKST ZACIEKAWIŁ CIĘ, A MOŻE ZAINSPIROWAŁ, DAJ TEMU WYRAZ I DAJ LAJKA, NO I POSLIJ DALEJ. DZIĘKI.
AGNIESZKA
Mogę jak najbardziej potwierdzić co piszesz, Agnieszko. To nie jest już miasto, w którym się wychowałem i w którym przeżyłem wspaniałe dzieciństwo. Tyle, że te zmiany „na złe” nie były dotąd dla mnie aż tak widoczne jak np dla ciebie – dla kogoś, kto tu „wrócił” po latach. Chyba po prostu już przywykłem do „nowego oblicza” tego miasta.
pozdrawiam,
ożywiony szwendacz
Tak. Smutno mi bardzo. Pozdrawiam Cię serdecznie
Agnieszka
Pani minister Mogherini – symbol Europy „walczącej”. Taka mężna i dzielna. Patrzę na nią jak płaczę, jak szlocha przed kamerami telewizyjnymi…i doznaje takiego spokoju. Słuchając jej czuję się naprawdę bezpieczny. Wiem, że ona nas obroni przed zagrożeniem islamistycznym.
pozdrawiam,
Królobójca
Tak, Ja myślę, że tu niedługo zaczną się pogromy. I to będą prawdziwe, dojrzałe owoce pracy pani Merkel. Przecież już po zabójstwie ciężąrnej Polki mieszkańcy chceili zlinczować tego Syryjczyka, czy też Afgańczyka, wsio rawno.A policja uciekała…
pozdrawiam Cię gorzko Agnieszka
A tak przy okazjI: Te dwie kobiety, które zabił Syryjczyk, były Polkami.
a no właśnie. Do tego jeszcze to.
To, co było, już nigdy nie wróci. I być może to jest najgorsze. Że nie ma od tego, co jest, jakiejś ucieczki. Z PRL można było uciec do wspaniałego Berlina Zachodniego, a teraz, jak tak dalej pójdzie, to Niemcy zaczną uciekać do nas, bo u nas jeszcze nie ma „przybyszów”. I dlatego tak bardzo, na chama, politycy chcą nam wcisnąć tych uchodźców, żeby zniszczyć i nas, żeby nie było żadnego normalnego miejsca, w którym żyje się jak w Europie. Strefa normalności staje się coraz ciaśniejsza, kurczy się i znika pod brudnym asfaltem poprawności politycznej.
Bardzo dziękuję za ten komentarz.Tak,ta chęc zduszenia nas jako ostatniego bastionu normalności,żebyśmy byli tacy sami jak ci, ktorzy malują kredkami znak pokoju na znak sprzeciwu,jest straszna. I niemożnośc ucieczki od szaleństwa politycznej poprawności.To jest chore, nie do zniesienia.Musimy się modlic,żeby Polska została oszczędzona. W każdym razie cieszę się,że podjęłam decyzję o powrocie.
Pozdrawiam bardzo serdecznie -Agnieszka
[…] Berlin (na razie), bez maczety. […]
[…] Berlin. To była tylko kwestia czasu. […]