Dlaczego pani Ania lubi sanatorium, czyli nie bądź zrzędą
Zaprosiła mnie niedawno do siebie koleżanka, która wybierała się do sanatorium.
Nie to, żeby była bardzo chora, ale w końcu każdy jakieś tam swoje bolączki ma. No więc poszłam, bo koleżankę bardzo lubię.Była kawa, zielona herbata, czerwone wino i bardzo smaczne ciasto,
a Kasia z wypiekami na policzkach wyciągała z szafy jedną sukienkę za drugą i przejęta pytała mnie
-jak myślisz, dobrze w niej wyglądam?
Po godzinie przymierzania, kiedy w szafie tkwiły już tylko samotnie i smętnie wieszaki, za to na łóżku piętrzył się stos bluzeczek, spódniczek, sukienek, a podłogę pokrywały stosy bucików, udało mi się wtrącić słowo.
– słuchaj, a czy ty bierzesz coś sportowego, przecież w małej czarnej nie będziesz chodzić z kijkami ? W końcu jedziesz do santorium , nie na wczasy.
Kasia spojrzała na mnie, jakbym z księżyca spadła.
-No błagam cię, co za bzdury mówisz, pewnie że tak. Na zajęciach sportowych też muszę ładnie wyglądać. I zajrzała do torby, która stała przy fotelu, na którym siedziała. Po chwili łóżko wzbogaciło się o kolejne zdobycze Kasi, prosto ze sklepu, tym razem sportowego.
Szczęka opadła mi do ziemi i już nic nie powiedziałam, tylko nadal w skupieniu pomagałam koleżance przygotować najpiękniejsze kreacje na popołudnia i wieczory w sanatorium.
Wróciłam do domu i sprawa nie dawała mi spokoju. Bo właściwie co złego w tym, że Kasia traktowała to swoje sanatorium jak wczasy? Nie zasłużyła na to, żeby wreszcie odpocząć? Bo o co mi właściwie chodzi? W końcu w jej życiu jeden dzień podobny do drugiego, zawsze na posterunku dla dzieci i męża, nie mówiąc o pracy, której ma serdecznie dość. Nieraz nasłuchałam się, jak bardzo chciałaby coś zmienić, ale nie potrafi się odważyć, a w w końcu jej się nie chce.
I poczułam się jak zrzęda. A to jest najgorsze. Boże, bycie zrzędą jest koszmarne, prawda?
Cała historia stała się dla mnie przyczynkiem do rozważań właśnie nad zrzędzeniem, czyli byciem młodym ale jednocześnie starym. Albo na odwrót. Byciem starym ale tak naprawdę młodym.
Bo do sanatorium jeżdżą przeważnie ludzie już nie całkiem młodzi, z większymi lub mniejszymi schorzeniami. I okazuje się, że tam odżywają, ale nie tylko za pomocą zabiegów medycznych, lecz przede wszystkim dzięki temu, że z dala od domu okazuje się, że wciąż są atrakcyjni.
Dlaczego pani Ania lubi sanatorium, czyli nie bądź zrzędą
Bo babcia Ania, która na co dzień spędza większość swojego czasu zajmując się wnukami, nagle staje się miłą i przystojną panią Anią, która w dodatku potrafi nieźle tańczyć.
Bo dziadek Staś, który w codziennym życiu najczęściej jest bywalcem przychodni lekarza rodzinnego i apteki, w sanatorium okazuje się być szarmanckim panem Stanisławem i panie siedzące z nim przy jednym stole podczas posiłków, śmieją się wdzięcznie, kiedy słyszą jego urocze, staroświeckie komplementy.
A że nieraz przy okazji wybuchnie wielka miłość ? To chyba piękne, prawda?
Niekiedy zdarza się nawet miłość tragiczna i romantyczna jak u Mniszkówny.
Tata mojego kolegi jeździł do sanatorium bardzo często. Kiedy umarł, na jego grobie pojawiały się dziesiątego dnia każdego miesiąca czerwone róże. Kim była ta nieznajoma? Nie wiadomo, bo tata kolegi tajemnicę zabrał ze sobą na tamten świat.
Tak czy owak, na porządku dziennym są małe romanse i romansiki, po których pozostają zasuszone bukieciki kwiatków, wspólne zdjęcie przed pijalnią wód, wspomnienie spacerów, kiedy nagle było się znowu młodym i beztroskim.
Pani Ania, rozpromieniona i pełna entuzjazmu, nagle stwierdza, że nie do twarzy jej w siwej czuprynie, że kasztanowy odcień o wiele bardziej będzie pasować do jej wciąż ładnych przecież, zielonych oczu. I idzie do fryzjera, a wieczorem na dancingu pan Janek z sąsiedniego stolika nie może od niej oderwać wzroku.
-Dawno się tak nie bawiłam – myśli pani Ania. – właściwie nie jestem jeszcze taka stara – i uśmiecha się do siebie.
Pan Stanisław dzielnie wciąga brzuch i przyrzeka sobie, że kiedy wróci do domu, będzie ćwiczyć, bo w gruncie rzeczy jeszcze tyle pięknych dni przed nim.
Więc uśmiecha się, podchodzi do stolika miłej sąsiadki i prowadzi ją na parkiet.
Gdzie mu do staruszka i zrzędy !
Życie jest za krótkie, aby zrzędą być.
A jeśli już w końcu starość cię dopadnie, to miej to co najpiękniejsze. Wspomnienia. Jak najbardziej też takie z sanatorium.
Pozdrawiam – Agnieszka
Zapraszam też tutaj :
https://greenelka.pl/dlaczego-warto-pielegnowac-wspomnienia/
Najlepsze sanatorium to las do którego nie potrzeba zgrabnych sukienek ,wystarczą wygodne buty ulubiona koszulka i spodnie no i oczywiście koszyk na grzyby lub zioła bo nigdy nie wiadomo czym w danym dniu natura nas obdarzy
ach, Leśna Wędrowniczko, zgadzam sie z Tobą całkowicie. Czekam z utęsknieniem,kiedy wreszcie będę mogła zanurzyć się w zielonym sanatorium. To również najlepszy lekarz.
Pozdrawiam serdecznie
W sanatorium byłem jeden raz .Po wypadku, kiedy połamałem obie nogi. Przy moim stoliku siedziała pani, która za każdym razem przy każdym posiłku prezentowała nową kreację. Była sympatyczna i może nawet by coś z tego było, gdybym był wolny. Faktem jest,żę w sanatorium można się super rozerwać.
Można, to prawda. ja nigdy tam nie byłam,ale sporo ludzi, których znam tak.
Sanatorium to fajna rzecz, o ile się nie jest samotnym i nie nartwi się o pozostawione zwierzęta. Byłam raz w sanatorium, dwa razy musiałam zrezygnować, a to ze względu na męża po wypadku, który później sam wyjechał do sanatorium i odszedł, kiedy ja miałam poważną chorobę, raz ze względu na koty. Żal mi było zostawić je aż na 3 tygodnie… Teraz wystarczyć mi musi dłuższy spacer, ale przynajmniej nie mam wyrzutów sumienia ☺ Pozdrawiam serdecznie ☺
Kochana, problem ze zwierzętami znam doskonale. My praktycznie jesteśmy uwięzieni w domu. Ale coś za coś, prawda?
Serdeczne uściski 🙂
Dokładnie tak Agnieszko, nie czuję się pokrzywdzona z tego tytułu 🙂 Dostałaś ode mnie maila? Odpisywałam ze smartfona na szybko w pracy i nie wiem czy dobrze wysłałam. Ściskam 🙂
Tak, dostałam, odpisałam.:)
staroświeckie komplementy – jakie to miłe – a te współczesne? może podpowiesz męskiej części świata, jak to robić, żeby nie były staroświeckie? z dziką radością zanurzę się w takie porady. Jaki chciałabyś usłyszeć – bez względu na to, czy kiedykolwiek wybierzesz się do sanatorium i jak bogatą walizkę zabierzesz?
Skoro komplement będzie „młody”, to darczyńca również poczuje powiew świeżości. a i obdarowana zapewne poczuje się zwiewnie i lekko, gdy komplement nie pochwali się rodowodem z epoki dinozaurów. Hę? Lubisz wyzwania? Napisz!
Oko, ja w ogóle powinnam żyć w innej epoce, więc komplementy staroświeckie jak najbardziej…
Może napiszę:)
Fajna ta Twoja opowieść Agnieszko, dzięki temu mogłam też poznać dobre strony bycia kuracjuszem 🙂
W sanatorium byłam raz i to jako dziecko, gdy byłam w 7 klasie. I z tamtego pobytu zapamiętałam pewnego blondyna, który miał uroczy uśmiech 🙂 Coś w tym musi być, ta aura sanatoryjna się rozprzestrzenia.
Niestety ja dość często słyszę od osób, które wyjeżdżają do sanatorium, że jest to miejsce rozpusty, że wielu z nich jedzie w wiadomym celu. Uważam, że poniekąd nie ma w tym nic złego, bo przecież wszystko jest dla ludzi i tak jak piszesz flirt, czy romans może być naprawdę ciekawym i fajnym przeżyciem, ale często jest tak, że towarzyszy temu żal i smutek, bo wyjeżdżający współmałżonkowie nie są fair w stosunku do swojej drugiej połowy, a to już nie jest dobre.
Wszystko sie zgadza Gabuniu. Tytułowe sanatorium to symbol i pretekst do tego, żeby podkreślić wartość i piękno każdego człowieka, nie tylko młodego i w pełni sił. I żeby po prostu cieszyć się życiem, które tak prędko ucieka…
Uściski serdeczne 🙂
Kochana, mieszkam w mieście uzdrowiskowym i widuję, jakie cuda sanatoria robią z ludźmi 🙂 Trzeba mieć końskie zdrowie by za nimi nadążyć 🙂
Jotko, wiem bardzo dobrze. :):):) Choć nie z własnego doświadczenia
Nie byłam nigdy w sanatorium dla dorosłych, więc się nie wypowiadam. Ale…przecież wszystko jest dla ludzi:D
/za to byłam kilka razy jako dziecko i nastolatka. Ale to inna historia/
pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Agnieszko, opowiedz może , chętnie przeczytam:)
Uściski 🙂
Tak, Agnieszko – życie jest za krótkie żeby byc zrzędą. Sami nie lubimy zrzędzenia u innych a wiec i my nie zrzędźmy. Cieszmy sie życiem i dajmy innym sie nim cieszyć po swojemu. Życie ma tyle odcieni, tyle w nim niespodzianek, nigdy nie wiadomo, co czeka za zakrętem….
Pozdrawiam serdecznie!:-))
Olgo, właśnie tak myśle. czas ucieka tak szybciutko, niedługo juz lipiec, szkoda życia na zrzędzenie.
Pozdrowienia słoneczne:)
Byliśmy z mężem w sanatorium w Rabce i było cudnie, faktem jest że nasze współbiesiadniczki upatrzyły sobie mojego męża jako partnera do tańca i tak długo nas namawiały, aż w końcu ulegliśmy i poszliśmy z nimi na wieczorek. Tam przekonały się, że on nietańczący kompletnie i w końcu dały nam spokój. Na własne oczy widziałam, jak osiemdziesięcioletni pan chodzący na codzień o dwóch kulach, tam postawił je w kącie i tańczył aż się kurzyło. Cud – normalny cud 🙂
No, taki pan Staś, Gabrysiu:)
Całuski 🙂
Wiele razy myślałam o tym, że chętnie pojechałabym do sanatorium, ale z dwóch powodów wydaje mi się to niemożliwe. Po pierwsze, jestem nieprzyzwoicie zdrowa i nikt mnie na takie lecznicze wczasy nie skieruje. A po drugie, szlag by mnie trafił, gdybym musiała mieszkać z obcą osobą w pokoju.
Chyba że trafiłabyś na sympatyczną ?… Czy też nie ? 🙂
Nie. Z sympatycznymi mogłabym się zakolegować, ale nie mieszkać w jednym pokoju.
Byłam dwa razy w sanatorium i za każdym razem zarezerwowałam sobie pokój jednoosobowy. Bo chciałam mieć jakiś przynajmniej malutki komfort. Pojechałam aby wyleczyc swoje schorzenia i w dużym stopniu mi się to udało. Korzystałam z wielu zabiegów, ale także jeżdziłam na rózne ciekawe wycieczki. Były też różne wieczorki taneczne ale wolałam iść na długi spacer do lasu. A na tych wieczorkach faktycznie i panie i panowie szaleli. Co było potem – nie wiem, to nie moja sprawa.
Ale sanatorium jest dobre także z tego – rozrywkowego powodu. Popieram Panią Anię jak najbardziej.
Fajnie że o tym napisałaś .
Serdecznie Cię pozdrawiam.
Stokrotko, no tak, są różne punkty widzenia. Zasadniczo sanatorium powinno służyć ludziom do tego, żeby poprawiło sie ich zdrowie. Ale wlaśnie tak jak piszesz- co w tym złego, że człowiek sie przy okazji troche rozerwie i „odświeży”? Tak sobie myślę, szkoda, że niezrównana Mgdalenia Samozwaniec nie napisała na ten temat żadnej ksiązki:)
Pozdrawiam cieplutko:)
Samą prawdę i tylko prawdę napisałaś. Wiem z opowieści mojej mamy, która nie raz była w sanatorium:)