Lifestyle, zdrowie

Historia, która nigdy nie powinna się wydarzyć…

Opowiem ci dzisiaj historię, która wydarzyła się naprawdę. I pozostawiła po sobie na zawsze ból  i cierń, co w sercu tkwią.

Pani Basia wstała pewnego lipcowego dnia  wcześnie rano i z pewnym zdenerwowaniem podeszła do okna.

-To już dzisiaj- pomyślała. – Może jednak nie pójdę. Nie chcę tam iść.

„Tam”, było szpitalem w bardzo dużym mieście, stolicy wielkiego europejskiego państwa. A pani Basia miala w tym szpitalu termin na bardzo prosty, rutynowy zabieg. Lekarz domowy uznal, że trzeba przeczyścić żyłę w nodze. Ot, rzeczywiście zabieg, którego nie ma potrzeby się obawiać.

Więc dlaczego pani Basia miała dziwne uczucie, że tym razem, właśnie u niej coś pójdzie nie tak?

W końcu, mimo tego dziwnego lęku, postanowiła, że pójdzie.

Zapakowała do torebki  kosmetyczkę, w której była kredka do brwi, krem do twarzy i szczoteczka i pastę do zębów, bieliznę na zmianę i czekoladę gorzką, którą bardzo lubiła, 80 %.

Na stole w pokoju, zostały pomarańcze i śliwki, a w lodówce biały serek i  marchewkowy sok.

Przecież jej pobyt w szpitalu miał być bardzo krótki – na drugi dzień powinna  wrócić do domu…

Kiedy później, o wiele później przypominała sobie ten swój dziwny lęk, który nie chciał jej opuścić tego feralnego lipcowego ranka, żałowała, że nie posłuchała swojego wewnętrznego głosu. Anioła Stróża? … Być może…

Lekarz, dyrektor renomowanej prywatnej kliniki w wielkim mieście wielkiego europejskiego państwa, tego dnia wykonywał zabiegi w państwowym, zwykłym szpitalu, do którego skierowana była pani Basia.

Może gdyby miała szczęście i znalazła się w jego prywatnej klinice, wszystko skonczyłoby się inaczej? … Może, kto wie.  Pani  Basia, jako osoba nie majetna, nie mogła sobie pozwolić na zabieg w klinice prywatnej.

Dla lekarza, dyrektora renomowanej kliniki, był to rutynowy zabieg, jakich wykonywał tysiące. A jednak tego dnia coś zawiodło. Chwila nieuwagi?

Panią Basię po zabiegu bardzo bolała noga, więc  leżała na szpitalnym łóżku i płakała. Pielęgniarki uspokajały, że taki ból jest normalny i nie ma co histeryzować.

Jednak normalne to z pewnościa nie było.

Noga bolała coraz bardziej, a reakcji ze strony personelu szpitalnego nie było żadnej. Kiedy wreszcie wzięto na serio skargi pani Basi, było już bardzo źle. Stopa  stopniowo zaczęła obumierać.

Rodzina próbowała ratować sytuację i przenieść, bardzo już cierpiącą panią Basię do innego szpitala, a co najmniej sprawić, żeby zbadał ją inny, niezależny  lekarz. Niestety zgody na to nie było i jedyne co zaproponował szpital, byla amputacja części nogi.

Wobec wciąż narastającego cierpienia, pani Basia, płacząc, nie widząc przez łzy nic poza swoim bólem, podpisała trzesącą się ręką zgodę na ten dramatyczny zabieg. Operację, której przecież nie planowała, idąc na jeden dzień do szpitala.

Po amputacji nogi, zdrowie pani Basi dramatycznie się załąmało.

Na drugi dzień, w wyniku szoku organizmu, nastąpiła niewydolność nerek, niewydolność wątroby i niewydolność serca. Podłączona do rspiratora, wprowadzona w śpiączkę farmakologiczną, wędrowała przez senne meandry i drogi, do których nikt nie miał dostępu.

Lekarze pompowali w nią dziesiątki, setki preparatów, które na jedno pomagały, na coś innego szkodziły.

Po trzech  dramatycznych tygodniach panią Basię zaczęto wybudzać ze śpiączki. Niestety skutkiem dodatkowym była nieumiejętność samodzielnego oddychania i oczywiście mówienia, ponieważ lekarze pani Basi zaaplikowali tracheotomię. Z rurką w gardle, powoli  zaczynała uczyć się mówić i oddychać.

Po kolejnych tygodniach lekarze oddziału, na którym leżała, postanowili przenieść ją do innego szpitala, w którym powinna powrócić do normalnego funkcjonowania.

Co było dalej? Dalej było tylko gorzej.

Ponieważ w nowym szpitalu nikt z panią Basia oddychania nie ćwiczył, w ogóle nikt oprócz rodziny, która przychodziła, nie poświęcał czasu na to, żeby przywrócić sprawność mięśniom i stawom pani Basi, ciało jej nie miało żadnych szans się zregenerować.

I tak, stopniowo kobieta powoli umierała w szpitalnym łóżku.

W ten sposób minęło sześć miesięcy od pamiętnego dnia, w którym pani Basia spakowała czekoladkę i kredkę do brwi i poszła na banalny zabieg do szpitala.

Sześć miesięcy leżenia na szpitalnym łóżku, bez ruchu, bez ćwiczeń.

Po tym czasie lekarze w klinice, w której pani Basia miała nauczyć sie poprawnie oddychać i przełykać, a przecież nie poszła do szpitala z takimi dolegliwościami, postanowili posłać ją dalej.

Do domu opieki, gdzie owszem, dostała osobny ładny pokój, z widokiem na piękną aleję, z dwóch stron otoczoną drzewami. Tyle, że pani Basi te drzewa i cały świat za oknem stał się już obojętny.

Malo tego – w wyniku bezruchu ciała, zaczęła obumierać druga noga. Na próżno starała się rodzina przewieźć panią Basię do szpitala na badanie. Nie było karetki, był weekend, sprawa nie była dostatecznie pilna…

Rodzina, calkowicie bezradna, patrzyła jak ukochana mama i babcia powoli odchodzi… Lekarze byli  w stanie zaaplikować jej tylko środki uśmierzające ból, a jeden z medyków poważy się nawet na stwierdzenie, że pacjentka sama sobie jest winna, bo paliła papierosy….

Odurzona morfiną, bez świadomości, po sześciu miesiącach pobytu w szpitalach, pani Basia, która tak bardzo bała się banalnego zabiegu tego feralnego lipcowego dnia, umarła w grudniu 2016 roku.

Rodzina na próżno próbowała dochodzić sprawiedliwości.

Być może rolę odgrywała tak duża rozpacz, że nikt nie potrafił rozpoznać możliwości, jakie daje znajomość prawa i wiedza o tym, co to są prawa pacjentów, które w tym przypadku ewidentnie zostały wielokrotnie pogwałcone.

Jak można, choć  naturalnie nic nie jest w stanie przywrócić życia ani zdrowia, uzyskać zadośćuczynienie za błędy, które jakże często niszczą życie pacjenta, rodziny , czasami życie zabierają.

Pani Basia była jedną z wielu ofiar błędów lekarskich. Jedną z wielu. Dla jej rodziny najważniejszą.

Nie daj Boże, gdybym znalazła się w sytuacji, w której moje zdrowie doznałoby  uszczerbku w wyniku błędu medycznego, zwróciłabym się o pomoc. O fachową pomoc. Bo rodzina pani Basi błądziła we mgle. Nie wiedziała nic. Chciała ratować osobę, która kochała, ale bez wiedzy, gdzie się udać , nie można w takim przypadku wygrać.

Dlatego warto  zwrócić się do profesjonalistów.

Sprawdzonym adresem jest zespół  specjalistów, którzy mogą pochwalić się szeregiem wygranych, bardzo trudnych spraw.

Mam nadzieję, że nie spotka cię żadna przykrość, żadna niespodzianka w szpitalu, wiadomo, że to ostatnia rzecz, której można komuś życzyć, ale jeżeli jednak stanie się coś i będziesz chcieć dochodzić sprawiedliwości, polecam tę stronę:   https://prawapacjenta.org/

Pozdrawiam- Greenelka

Możesz mnie wesprzeć tutaj  https://patronite.

 

(Visited 319 times, 1 visits today)

4 thoughts on “Historia, która nigdy nie powinna się wydarzyć…

  1. No cóż przykra historia i przykra sytuacji , sama przeżyłam podobną tzn mmiałam zabieg , który zewzględu na niedokładność wykonania musiał być powtórzony. Koszmar . Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia

  2. Ech, smutek wielki. Nawet, jak lekarze nie popełnią błędu, to i tak rodziny opiekujące się leżącymi pacjentami błądzą we mgle. Ten brak informacji jest straszny. Wiem o czym mówię, bo od ponad dwóch lat mam ojca leżącego…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *