Krajobraz z pytaniem
Czy życie zawsze gra fair?
Nie. Nie, po stokroć nie.
Chociaż na wozie jest wygodniej, często spadamy i chcąc nie chcąc, jazda pod wozem staje się niemiłą koniecznością. Tak już jest.
Różne są przyczyny tej niewygodnej podróży.
Kto cierpiał katusze nieodwzajemnionej miłości, wie o czym mówię.
Ale czasami można być po drugiej stronie. I wtedy niekoniecznie wszystko dobrze się kończy. Najczęściej nowe zdarzenia przykrywają kurzem zapomnienia gorycz i smutek, ale bywa i tak, zapomnieć nie można nigdy.
I co gorsza, ta pamięć niszczy po drodze wszystko.
Ale jakże mogłoby być inaczej, skoro swoimi decyzjami wywołaliśmy lawinę krzywdy? Choćby bezwiednie?
Oczywiście są tacy, których to rusza nie więcej niż zeszłoroczny śnieg w Colorado, ale mimo wszystko jako niepoprawna optymistka wierzę, że w takich przypadkach sumienie kąsa mocno i nie daje spokoju.
Pół biedy, jeśli jeszcze jest czas i można wszystko naprawić.
Ale zdarza się i to wcale nierzadko, że na wszystko jest za późno. I wtedy cierpienie jest tak wielkie, że nawet na łzy brakuje sił.
Poznaliśmy się w liceum i chemia tak się zgadzała, że szybko zostaliśmy paczką przyjaciół.
Ja, Ewa, Tomek i Marek.
Mieliśmy po piętnaście lat.
Nie minęło dużo czasu i między Ewą a Tomkiem mocno zaiskrzyło i zostali parą. Papużki nierozłączki – mówiliśmy o nich, ale po cichu każdy z nas im zazdrościł. Na przerwach zaglądali sobie w oczy, na lekcjach siedzieli w jednej ławce, do domu wracali razem.
Byliśmy przekonani, że to ta prawdziwa. Wielka miłość, o jakiej każdy marzy.
A więc zazdrościliśmy im, ale jednocześnie podziwialiśmy. Byli tacy młodzi, a już tak bardzo dojrzali. Poza tym w jakiś sposób odczuwaliśmy dumę, że w naszej klasie zdarzyła się tak romantyczną historia.
Mijały lata, przyszła matura, a Ewa i Tomek byli wciąż razem.
Właściwie wszyscy po cichu liczyliśmy na to, że niedługo będziemy się bawić na pierwszym klasowym weselu. Kasztany zakwitły i przekwitły, zdaliśmy wszyscy maturę i dostaliśmy się na studia.
I wtedy, nagle coś się zepsuło.
Ewa nie patrzyła już w oczy Tomkowi. Za to coraz częściej widywano ją z Markiem.
Któregoś dnia przyszła do mnie i powiedziała, że ona naprawdę nic na to nie poradzi, ale zakochała się w Marku i siłą rzeczy Tomek nic już dla niej nie znaczy. Mało tego, powiedziała mi, że jak najszybciej, natychmiast właściwie, wezmą ślub.
Bo po prostu nie mogą bez siebie żyć.
Tomek oszalał. Nie potrafił tego zrozumieć. Nigdy nie widziałam nikogo, kto by tak cierpiał.
Błagał, płakał, godzinami stał pod domem Ewy, prosił o jedno słowo, o jedno spotkanie.
Na nic. Ona nie chciała z nim rozmawiać. Nie ma o czym – mówiła. Dla niej istniał tylko Marek. Była bezlitosna? Czy ja wiem…
Więc Tomek przychodził do mnie, miałam być pośredniczką.
Płakał. Zrób coś, porozmawiaj z nią – wciąż słyszałam to samo, a mi pękało serce.
Któregoś pięknego dnia, późnym latem Ewa i Marek wzięli ślub w małym kościółku na wzgórzu.
Byłam świadkiem.
A Tomek znikł. Nikt o nim nic nie słyszał. Po prostu znikł. Wyjechał z naszego miasta, chodziły słuchy, że wyemigrował.
I w którymś momencie przestaliśmy o nim myśleć. W końcu każdy miał swoje sprawy, jak to w życiu.
Mijały lata.
Ewa i Marek mieli już troje dzieci. Wyprowadzili się na drugi koniec Polski.
Ja też wyjechałam i powoli nasze kontakty, już tylko na odległość, stawały się coraz słabsze i coraz rzadsze, aż zanikły całkiem.
Życie było tak absorbujące, że zapomnieliśmy o szkolnej przyjaźni.
Zresztą, nie było czasu. na nic nie było czasu.
Życie pędziło do przodu jak szalone i bezlitosnym batem smagało nas po plecach. Nie można było się zatrzymywać, choć wiatr często wiał w oczy.
Aż do tego jesiennego dnia, sześć lat temu.
Szłam zamyślona do domu, zastanawiałam się, czy zdążę jeszcze przygotować to, co planowałam już dawno zrobić, a co bez przerwy odkładałam.
Oczywiście nie wiem już, co to było. Często wydaje nam się, że mamy tyle ważnych spraw i one nie mogą czekać, bo, no właśnie, dlaczego nie mogą?
No więc szłam i myślałam nad tymi ważnymi sprawami, aż znalazłam się w parku. Byłam daleko od domu, nawet nie zauważyłam, kiedy odeszłam od utartych ścieżek.
W pewnym momencie zauważyłam na ławce siedzącą kobietę. Patrzyła przed siebie niewidzącym wzrokiem i coś było w niej, co kazało mi podejść bliżej.
Ewa??? Nie wierzyłam własnym oczom.
To była ona i nie ona. Ubrana w drogie ciuchy, zadbana twarz, piękne długie włosy jak wtedy, kiedy nosiła warkocz. Ale coś się w niej zmieniło.
Oczy. Niezwykle smutne, kiedy na mnie spojrzała.
Oczywiście poznała mnie. Bez słowa przytuliłam ją do siebie, bo instynktownie czułam, że potrzebuje pociechy. Oczywiście natychmiast zapomniałam o wszystkich moich, podobno tak ważnych sprawach.
Ponieważ mieszkałam niedaleko, zaprosiłam ją do siebie.
Chętnie się zgodziła. Powiedziała, że co jakiś czas tu przyjeżdża i akurat ma dużo czasu. Przy kieliszku czerwonego wina i filiżance kawy, opowiedziała mi dalszy ciąg historii, jaką dla niej napisało życie.
Historii, której nie znałam.
Okazało się, że kiedy Tomek zrozumiał, że nie odzyska Ewy, wyjechał z naszego miasta.
Nie potrafił patrzeć na szczęście tej, którą kochał nad życie i swojego przyjaciela, który był dla niego jak brat. Życie straciło dla niego sens.
Nic już nie chciał, na nic nie czekał.
Oczywiście niektórzy powiedzą w tym momencie, że powinien poczekać, że czas leczy rany i tak dalej. Może i tak jest, ale dla Tomka napisano inny scenariusz.
Któregoś dnia odebrał sobie życie. Zrobił to w mieście, w którym mieszkałam na emigracji. Nie, Tomek nie wyemigrował, on tam przyjechał, żeby umrzeć.
Ewa dowiedziała się o tym przez przypadek.
Od tej pory jej życie zamieniło się w piekło. Nie potrafiła sobie poradzić z wyrzutami sumienia, które powoli wykańczały ją i jej małżeństwo. „Bo właściwie co ja zrobiłam, poza tym, że pokochałam?” – powtarzała sobie.
Nic jej nie pomagało. W końcu ona i mąż stwierdzili, że to nie ma sensu i rozstali się we wzajemnych żalach.
Ewie została dobrze prosperująca firma, którą budowała latami, samotność i pewne pytanie.
Właśnie to pytanie doprowadzało ją do szaleństwa i bezsennych nocy. Żeby odpowiedzieć na nie, przyjeżdżała do miasta, gdzie jej pierwsza miłość odeszła na zawsze.
Pytanie brzmiało:
Czy wtedy, kiedy Tomek prosił ją o spotkanie, więc czy gdyby wtedy zgodziła się, to czy wypadki potoczyłyby się inaczej?
Ciągle i ciągle zadawała sobie pytanie, czy gdyby wtedy spotkała się z Tomkiem, żyłby dzisiaj ?
pozdrawiam – Agnieszka
I zapraszam tutaj
https://greenelka.pl/tylko-jedna-chwila-opowiadanie-na-walentynki/
Ludzie się z tego czasami śmieją, ale miłość – a raczej ból nią spowodowany – potrafi zabić. I nie piszę tu w przenośni. Niektózi wśród nas mają po prostu delikatniejszą konstrukcję duszy, szybciej się zakochują – mocniej tęsknią, bardziej cierpią – czasami aż tak mocno, że w przypadku miłości nieodwzajemnionej tracą zupełnie siłę do życia. Cierpienie jest tym większe, kiedy rozstanie następuje po długim, i na pozór szczęśliwym związku.
Ale jest na to sposób. Nie wolno dopuszczać do siebie uczuć po prostu. W tym świecie nie ma miejsca na sentymentalizm czy romantyczność. Kto się otwiera (emocjonalnie), ten ryzykuje i na końcu i tak więcej traci niż zyska. Lepiej się zamknąć i nie pokazywać światu swojego prawdziwego oblicza. Tak jest często lepiej i człowiek żyje bezpieczniej.
Czego nie posiadamy, tego nie możemy stracić.
pozdrawiam
Oj Królobójco,tak jest,niektórzy cierpią strsznie,a po innych spływa jak po wodzie. Ale nie zgodzę sie z Tobą- zawsze warto kochać,niekiedy miłość przychodzi pózno, niespodziewanie,ale dobrze jest się na nią otworzyć. Bo cóż bez miłości byłby wart świat?
Ajajajj – przeczytałam na wdechu i nie wiem co powiedzieć. A myślałam, że się spotkali… Życie pisze tak dziwne i nieoczekiwane scenariusze. Tez nie zgadzam się z Królobójcą. Jedne co warte w życiu, to miłość, jaka by ona nie była. Ja też nie pamiętam co robiłam w szkole średniej, ale pamiętam jaka byłam zakochana:) Znalazłam moja Pierwszą Miłość w czasie gdy nastała Nasza Klasa. Schorowany… i kiedy miałam się umawiać na spotkanie, po ponad trzydziestu latach niewidzenia , na które zapraszał mnie razem z mężem i poznać jego drugą żonę – weszłam na NK i przeczytałam, że… tydzień temu jego pogrzeb był…W książkach byś tyle nie wyczytała Agnieszko ile w życiu… Ciekawe co by było, gdyby Twoi przyjaciele jednak się spotkali – pewnie byli sobie przeznaczenie, a nie da się oszukać przeznaczenia
To prawda Gabrysiu, nie ma takiej historii, której by nie napisało życie. Ja Tomka nigdy nie zapomnę. Przychodził do mnie z bukietami kwiatów, nie dla mnie , lecz dla Ewy, siadał i płakał. A ja nic nie mogłam zrobić. A ona dosłownie przeszła z jednego łóżka do drugiego. Kilka szczegółów i imiona zmieniłam, z wiadomych względów, ale tak to się z grubsza odbyło. To była pierwsza miłość i takiej się nigdy nie zapomina. No, ale żeby kończyć życie, to jakoś, nie powiem głupio, jednak bez sensu.
A w Twoim przypadku też było nieciekawie, bo znaleźć pierwszą miłość po to, żeby nawet nie zdążyć na pogrzeb, ech, życie, życie…
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Tak mnie zainspirowałaś Agnieszko, że wiersz napisałam o pierwszej miłości . Myłam okna i wspominałam ?
biegnę ! A na blogu jest jeszcze jedna prawdziwa historia miłosna. Równie smutna. Historia rodziny mojego męża.
https://greenelka.pl/milosc-chodzi-wlasnymi-sciezkami/
Bardzo smutna ta historia. Myślałam jednak, że skończy się inaczej… przynajmniej dla Tomka.
Czasem ludzie zapominają o tym, że oswajając kogoś, bierze się także za niego odpowiedzialność – za jego emocje, uczucia, bliskość, którą się wypracowało.
Coś w tym jest, że na cudzym nieszczęściu, trudno zbudować szczęście…
Pozdrawiam.
Czasami można, jeśli ktoś nie ma skrupułów. Ale czy to jest szczęście?
Pozdrowionka dla miłośniczki mieszkańca maleńkiej planety i jego róży 🙂
Tak myślałam, czytając, że tak to się skończyło. U mnie w okolicy niedawno była podobna historia. Chłopak odebrał sobie życie z miłości, młody chłopak. Nie wiem, co powiedzieć. Zawsze wydawało mi się, że to głupota tak rozpaczać po zerwaniu, popełniać samobójstwa z miłości, ale to musi być bardzo silne uczucie, prowadzące do zguby. Nie wiem, nie chciałabym doświadczyć. Nie chciałabym się obwiniać za czyjąś śmierć. Zastanawiać się, tak jak Ewa, co by było gdyby.
No właśnie, kto by chciał… Ja też nie wyobrażam sobie z powodu miłości odebrać sobie życie, ale czasami widocznie jest tak, jak mówisz, uczucie jest silniejsze niż chęć życia. No i taka sprawa, czy Ewa zrobiła coś złego ? I czy gdyby się spotkała z Tomkiem, to czy to coś by zmieniło? Ona go już nie kochała- tak twierdziła. Nigdy się nie dowiemy co by się stało, gdyby, i właśnie to jest najstraszniejsze.
Pozdrawiam serdecznie i dla Ciebie wielkiej miłości, takiej przez duże M i do tego radosnej:)
Lepiej nie myśleć, co by było gdyby… było , co miało być. Gdy byłam w liceum głośna była sprawa szkolnej pary, która rozstała sie po maturze, bo chłopak poczuł powołanie na księdza. Dla dziewczyny to był straszny dramat… powołanie okupione czyimś zawodem miłosnym.
Życie pisze przedziwne scenariusze.
No tak. To też musiało być straszne dla niej. A my sobie własnie tylko możemy gdybać i mówić, co by było gdyby, ale i tak nie zrozumiemy tych ludzi. Ja i tak nie mogłam pomóc. Bo tak u zarania zniszczone życie, to koszmar.
A życie ma większą fantazję niż niejeden scenarzysta, to prawda.
Pozdrawiam 🙂
Trudny temat, nie bylam w takiej sytuacji wiec nie potrafie ocenic, ale jezeli kochala, poszla za sercem i zwiazek okazal sie udanym itd to nie powinna sie wglebiac w pytanie co by bylo gdyby, nie powinna niszczyc swojego malzenstwa. Nie wydaje mi sie , aby zwiazek z litosci byl lepszym wyjsciem, tak mi sie wydaje, ale wiedziec na pewno, tego nie wiem ;(
Nikt tego nie wie niestety. Najgorszym przegranym był tak czy tak biedny Tomek. On w ogóle po tym wszystkim tak się złamał, że zaczął ostro pić, a i narkotyki weszły w grę, to potem wszytko się okazało. A ja też bym nie mogła być z nikim z litości, to bez sensu.
Pozdrawiam serdecznie:)
Pierwsze silne uczucia z jednej strony mogą uskrzydlać, z drugiej być przyczyną wielu problemów, kiedy nie wszystko idzie po naszej myśli … nie jest łatwo poradzić sobie z poczuciem odrzucenia . Jako młodzi ludzie niejednokrotnie widzimy świat jako czarno-biały, nie dostrzegając innych odcieni pomiędzy a więc z emocjami też było w tym czasie podobnie … Jeśli prawdą jest to co piszą naukowcy , że głęboka miłość romantyczna działa podobnie jak uzależnienie, to osoba cierpiąca z powodu odrzucenia przez upragniony obiekt może odczuwać dolegliwości zbliżone do osób w okresie głodu narkotykowego. Osoba taka nie potrafiąc sobie z tym poradzić z czasem popada w stany depresyjne , a nawet wręcz w depresję . A depresja jest siostrą samobójstwa. Samobójstwo jest brutalnym przerwaniem depresji… dlatego przy całym współczuciu i dla tego nieszczęśnika , który odebrał sobie życie z powodu niespełnionej miłości i dla tej kobiety , która mimowolnie stała się przyczyną …. uważam , że na pytanie ” co by było gdyby ” nigdy już nie znajdzie się jednoznacznej odpowiedzi . Nie mniej nikt tu nie jest winny . Ludzie się kochają , potem przestają , cierpią bo trudno , żeby nie , ale to nie jest powód by zabijać siebie lub kogoś bo i tak też bywa z powodu nieszczęśliwie ulokowanych uczuć . Obawiam się , że ten młody człowiek był „chory z miłości” kochał za bardzo … dziś wiemy , że i jemu i jej pomóc mógł by dobry psycholog terapeuta . Niestety życie już napisało scenariusz . Romeo nie żyje a Julia mocno się pogubiła z powodu wyrzutów sumienia, których mieć nie powinna .
Smutna opowieść .
Maju, nic dodać , nic ująć. Gdybym miała się zabić z powodu nieodwzajemnionej miłości, umierałabym niejeden raz.
Pozdrawiam Cię serdecznie:)
i ja też … przy czym dodam , że po tej pierwszej „umierałam ” najdłużej … pozdrawiam serdecznie 🙂
Ja też. 🙂 Nawet jakieś tragiczne wiersze pisałam.
Bardzo smutna i piękna opowieść. Byłoby świetne opowiadanie, gdyby nie to, że to prawda. I że okazała się tak gorzka dla Ewy, Marka i okrutna dla Tomka. Cóż, pewnie mogła z nim porozmawiać, tylko czy wtedy kochałby mniej? Myślę, że miał nadzieję na spotkanie, na którym ją odzyska a to nie było możliwe. Zastanawiam się, czy Tomek tylko z miłości popełnił samobójstwo? Tego nie wiemy i się już nie dowiemy. W każdym razie na pewno znalazł się w miejscu, z którego nie było odwrotu.
Nic by chyba nie dało, Ewa była absolutnie zdecydowana zostawić Tomka i tyle. Nie pomogłoby i 100 spotkań. Pamiętam, że wiele osób ją potępiało, sympatia była zdecydowanie po stronie Tomka, ale cóż ona była winna…
Pozdrawiam Cię serdecznie
Smutna historia – bardzo, ale nie można nikogo zmusić do miłości. Mimo to, czuję, że Tomek zasługiwał na rozmowę i odrobinę troski po rozstaniu. Przecież to nie jest aż tak trudne..
Pozdrawiam, M.
Takie jest życie, że każdy widzi tę sprawę inaczej, prawda? Ja też bardzo Tomka żałowałam.
Pozdrowionka
Witaj :)) Smutne to co opisałaś, niemniej życie pisze i takie scenariusze.
Łatwo powiedzieć, że to nie jej wina, zrozumieć zdecydowanie trudniej. Najpierw przyjaźń, później miłość i na końcu trzy życia zmarnowane – choć może to za ostre słowa. Szkoda wielka szkoda, ale co zrobić, życie takie jest, nie dla każdego sprawiedliwe, mimo że nikt tam nie zawinił. Oni wszyscy tylko kochali.
Oni wszyscy tylko kochali.Właśnie.Prosta, ale jak brzemienna w konsekwencje prawda.Nikt nie zawinił, a wszyscy cierpieli…
Pozdrawiam serdecznie