Masz prawo rozczarować innych, jeśli przyszedł taki czas.
Niedługo grudzień.
A grudzień jest jednym z tych miesięcy, kiedy wokół ciebie świat szaleje. Sklepy wypełnione po brzegi, ludzie biegają między regałami, jakby za chwilę miała przyjść największa i najdłuższa wojna i trzeba zrobić zapasy na dziesięć lat.
Chcąc nie chcąc wpadasz w chaos, bo rytmem tego nazwać nie można i nawet, jeśli nie uważasz, że świat się za chwilę skończy, stoisz w kolejce do kasy, przed tobą trzy wypełnione po brzegi wózki na zakupy i masz dość.
Masz dość, ale musisz się stresować, bo życie, bo ludzie, bo świat tego od ciebie wymaga.
Okres grudniowy, okres przedświąteczny jest tylko przykładem.
Bo w całym, powtarzam całym roku nie ma ani jednej chwili, kiedy możesz się odprężyć i zapomnieć o wszystkim, co musisz.
Jak to co musisz?
Musisz być najlepszą żoną, albo najlepszym mężem.
Musisz rano tryskać humorem.
Musisz zawsze mieć cierpliwość do własnych dzieci.
Musisz się uśmiechać, nawet wtedy, kiedy ból głowy odbiera ci zdolność myślenia.
Musisz mieć kondycję atlety, kiedy czujesz, że opuściły cię wszystkie siły.
I nie możesz , w żadnym wypadku nie możesz rozczarować tych, którzy w ciebie wierzą, którzy w tobie pokładają nadzieję, tych, którzy od ciebie są słabsi, albo tych, którzy co prawda są silniejsi od ciebie, ale przyzwyczaili się , że:
zawsze można na ciebie liczyć,
zawsze jesteś do dyspozycji,
zawsze stosujesz się do reguł.
Tyle, że to tak nie funkcjonuje.
W którymś momencie masz dość. A jeśli nie posłuchasz siebie, tego, co mówi ci twoje ciało, twoja dusza, prędzej czy później i tak nie będziesz móc spełniać wszystkich oczekiwań.
Nie można wciąż naginać siebie do stanu, który jest odwrotnością tego, w jakim chcesz być.
Ja nie lubię zgiełku i hałasu.
Nie znoszę spotkań, na których muszę się uśmiechać i wysłuchiwać zwierzeń ludzi, którzy mnie w najmniejszym stopniu nie obchodzą.
I dzisiaj pytam sie, dlaczego tyle lat zmuszałam się do tego, aby chodzić tam, gdzie wypadało chodzić, aby prowadzić nudne rozmowy, przy których nie mogłam opanować ziewania.I byłam tak strasznie po nich zmęczona…
Wolę umknąć w naturę, która jest wspaniałą nauczycielką.
Jaka szkoda, że tak mało korzystamy z jej wiedzy. Natura żyje według swojego odwiecznego rytmu.
Bardzo kocham las i kiedy tylko mogę, wędruję po jego ścieżkach. Ale teraz las zasypia. Panuje w nim brzęcząca w uszach cisza. Bo natura odpoczywa i zbiera siły do wiosennego przebudzenia.
Tylko człowiek nie znajduje ani chwili spokoju. Wciąż w gonitwie, wciąż w stresie, wciąż musi coś ogarniać…Ani chwili odpoczynku. Zawsze gotowy, aby zaspokoić oczekiwania społeczeństwa.
Tak jest z nami wszystkimi. Ze mną też. Oduczyliśmy się żyć w zgodzie z naturą.
Mam za sobą naprawdę fatalny czas. Czas, który zabrał mi energię, czas, w którym dużo płakałam, czas, kiedy dni były ciemne, kiedy nie było żadnej nadziei na promień słońca w moim życiu.
To był czas, kiedy nie miałam nawet odrobiny siły, aby zaspokajać oczekiwania innych wobec mnie. Moje całe JA wołało o odpoczynek i zapomnienie.
Nie chciałam udawać kogoś innego niż jestem i udawać, że jestem happy.
Bo nie byłam. Byłam smutna…
I ten czas nauczył mnie, że nigdy już nie będę grać żadnej roli. A jeśli kogoś rozczaruję ? I co z tego ?
Ci, którzy będą mnie krytykować i tak nie zaliczają się do moich przyjaciół. Najwyżej powiedzą,że jestem dziwna. Prawdę mówiąc mało mnie to obchodzi. A ci, których kocham, zrozumieją. I nie muszę w stosunku do nich wymyślać usprawiedliwień, które i tak brzmią niewiarygodnie.
Masz prawo rozczarować innych, jeśli tego chcesz.
Jest czas, aby żyć według własnych reguł. A jeśli ci nie pasują, możesz je zmienić. I pokazać innym, że też to mogą zrobić, kiedy z różnych powodów chcą odetchnąć z całej siły.
Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam – Greenelka
Możesz mnie wesprzeć tutaj https://patronite.
„Masz dość, ale musisz się stresować, bo życie, bo ludzie, bo świat tego od ciebie wymaga” – nie tylko to zdanie ale i cały post wyraża to co czuję. Wiele już zmieniłam w życiu, nie chodzę już do znienawidzonej pracy, ale lista „musisz” nie ma końca. Na przykład te wszystkie około świąteczne wariactwa. I to nie tylko Boże Narodzenie czy Wielkanoc. Wszystkich Świętych też bywa wielkim muszę. W tym roku doświadczyłam czegoś dziwnego 1 listopada… Już przed było dużo ganiania, a 1-wszego zapowiadało się szaleństwo jazdy na kolejne cmentarze, msze i gościn. I już w nocy dopadło mnie coś na kształt grypy, tylko bez przeziębieniowych objawów. Zupełny brak siły, mdłości i gorączka. W niczym nie brałam udziału, cały dzień przeleżałam bez siły w łóżku. Zaczęłam zdrowieć po 19-stej, a rano następnego dnia nie było śladu po źle zapowiadającej się chorobie. Mam wrażenie, że to moje ciało powiedziało stop tej całej głupawce w której nie chciałam brać udziału.
Najśmieszniejszą „powinnością”, wymaganą przez świat dookolny, jest obowiązek udowadniania, że jest się szczęśliwym, oczywiście zgodnie z wizją szczęścia jedynie słuszną i usankcjonowaną przez stado – za przeproszeniem – ale to jednak są tzw. „odruchy stadne”, np. zapewnianie, że jest się szczęśliwym, bo inaczej, nie daj Boże, „oni” domyślą się, że może nie jesteś szczęśliwy i wampirycznie się wpiją w twoje życie 😉 żeby choć na chwilę zapomnieć, że zapewne to ci recenzenci cudzego szczęścia/jego braku nie wiedzą nawet czym jest ich szczęście, bo za bardzo siedzą – oni i ich nieproszone buty 😉 w cudzym życiu…
Zgadzam się jak najbardziej z tym stwierdzeniem. Pozdrawiam serdecznie:)