Jesteś przytłoczona obowiązkami? I brakiem czasu też?
A świat ma to w nosie i pędzi do przodu jak zwariowany. Dlatego najczęściej jesteś zmęczona.. Zmęczona i niepewna.
Często rządzi Tobą strach.
O jutro, o dzieci, czy w ogóle będą miały jakąkolwiek przyszłość, o pracę, czy jej nie stracisz, o zdrowie, bo jak można się nie rozchorować, kiedy nie ma dnia bez stresu. O Twoje małżeństwo, bo też nie wiadomo, co będzie, przecież nie masz czasu dla siebie.No tak, ale jak mieć go dostatecznie dużo, kiedy trzeba zajmować się tyloma ważnymi sprawami na raz.
Cierpisz również wtedy, kiedy właściwie nie powinnaś się martwić.
Ale czy ktoś to wie, co będzie jutro?
Może jutro twoje konto będzie puste, bo na przykład bank zbankrutuje. Wszystko może się zdarzyć.
Czy jest tak w twoim życiu ?
I wciąż pogoń za czymś nowym.
Za tym, żeby mieć więcej. Więcej wrażeń, więcej przedmiotów wokół siebie. Mam znajomą, która nie potrafi przejść obojętnie obok sklepu z używanymi ciuchami. Wchodzi do każdego, choć szafy u niej pękają w szwach. No, ale może coś będzie fajnego tym razem? Więc kupuje czterdziestą sukienkę, którą może tylko raz założy, albo trzydziesty szalik, choć te, które ma, mogłyby posłużyć połowie miasta w razie grypy.
Inni zmieniają meble, kupują bibeloty, wciąż nowe pomadki, tusze do rzęs, nowe telewizory, nowe telefony, smartfony, cokolwiek, żeby tylko mieć.
I wciąż są niezadowoleni. Bo kupowanie wciąż nowych rzeczy to jak narkotyk.
Nasyci krótko. I na krótko uśmierzy ból, albo tęsknotę za czymś, czego nie masz, a za czym tęsknisz. Strach. Bo czegoś się boisz. Czego?
Czego się boisz?
Chyba przemijania… Przynajmniej, jeśli jesteś już 40+ i dalej.
Za czym tęsknisz?
Robimsz kolejne kursy, dokształcasz się, uczysz czegoś nowego, bo przecież życie tego od ciebie wymaga. Bo przecież świat jest bezlitosny i wyrzuca za burtę tych, którzy tego nie rozumieją, którzy nie idą do przodu
Nie możesz być płotką, bo zjedzą cię rekiny, tak myślisz ?
Przychodzisz wieczorem do domu i masz dość.
Bierzesz do ręki telefon, wchodzisz na social media i widzisz, że twój znajomy ze szkoły, ten, któremu wcale dobrze nie szło, który nie potrafił napisać poprawnie ani jednego dyktanda,po prostu debil, no więc ten znajomy wrócił własnie z urlopu w Brazylii i śmieje się prosto do obiektywu, opalony i zadowolony z siebie,a ciebie znowu ogarnia żal i zdumienie.
Jak to, dlaczego to nie ty jesteś na tych zdjęciach, dlaczego ty masz wciąż mniej? Dlaczego, choć wypruwasz sobie żyły każdego dnia, masz wciąż mniej niż taki nieuk, który na te urlopy i inne luksusy wcale sobie nie zasłużył?
I odzywa się w tobie ta paskuda, zazdrość. Jedna z trzech sióstr , bo jeszcze są zawiść i pazerność. Ohydne stworzenia, które często zżerają cię od środka.
A przecież nie chodzi o to, żeby mieć wciąż więcej i więcej. Bo i tak nigdy nie będziesz mieć wszystkiego, co chcesz.
Rzecz też nie w tym, aby wyrzec się wszystkiego. Wszystkich przyjemności, pasji, ciekawości świata. I zamknąć się w ascezie. Bo po co miałabyś to robić?
Żeby pokazać innym, jaka to jesteś wspaniała, lepsza od innych? Nie każdy w końcu chce być mnichem. Nie chodzi też o to, żeby wyrzucić wszystko, co nagromadzilaś, a co jest miłe sercu.
Nie chodzi o to, żeby odciąć się od świata i przestać się nim interesować. I nie o to, żeby zapominać o marzeniach i celach. Bo jakże ubogie byłoby życie , to już lepiej od razu położyć się i czekać na śmierć.
Nie możesz powiedzieć sobie: niech się dzieje obojętnie, co chce, mnie i tak jest wszystko jedno, ja od życia nic nie chcę.
Bo to nawet nie jest minimalizm. To beznadziejna postawa, która z minimalizmem i prostotą nie ma nic wspólnego. To tchórzostwo i wygodnictwo.
Ale w takim razie jaką drogą iść, aby się nie zagubić ?
Najlepszymi drogowskazami są równowaga i harmonia.
Na pewno dobrze odrzucić jest to, czego jest za dużo. Za dużo wokół ciebie i w tobie. Odrzucić bałagan i chaos, który nie pozwala ci zobaczyć tego, co naprawdę ważne. Twojego życia, które jest tu i teraz. Nie wczoraj, nie jutro, bo wczoraj nie wróci, a jutro dopiero będzie.
Wielu spośród nas zdaje sobie sprawę, że w chaosie i nadmiarze nie mogą dłużej żyć i zwracają się w stronę minimalizmu.
To bardzo modny ostatnio sposób życia, polegający na świadomym pozbywaniu się wszystkich rzeczy, które krępują wolność.
Minimalizm jest bardzo atrakcyjny i pozwala uporządkować nasz zdezorganizowany świat.
Zatem
Minimalizm, a może prostota? Którą drogą do szczęścia?
Ja od pewnego czasu pokochałam proste życie. Ale nie całkiem minimalistyczne.
Minimalizm, który mi mówi, że mam mieć dwa kubki i dwa talerze, dwie pary butów i dwie sukienki, nie, to nie dla mnie. Znam osobę, która pozbyła się wszystkich mebli, ma tylko stojak z wieszakami na ubrania, jeden malutki regalik i śpi w hamaku podwieszonym do sufitu.
Są też ludzie, którzy cały swój dobytek trzymają w plecaku. Naprawdę. I wcale nie dlatego, że są biedni. W żadnym wypadku. Mają dobrze płatną pracę, często podróżują po całym świecie. Może właśnie dlatego, że nic nie mają ?… W każdym razie to bardzo radykalna postawa.
Tak czy owak, minimalizm jest dzisiaj bardzo modny. Ja jednak wolę mówić o prostocie.
Bo jak na przykład mogłabym żyć bez książek? Muszę mieć bibliotekę, która cieszy moje oczy. Kocham moje książki., Są dla mnie jak najmilsi przyjaciele. Uwielbiam je otwierać, kocham szelest przewracanych kartek, no i kocham je czytać. Nie można pozbywać się przyjaciół.
A więc samo to wyklucza mnie z grona takich prawdziwych, surowych minimalistów.
Nie ma minimalisty z olbrzymią biblioteką.
Ale cenię harmonię, która tkwi w prostocie. A to oznacza, żeby powiedzieć sobie: mam wystarczająco dużo i jeśli będzie więcej, to ta harmonia zostanie zakłócona.
W moim kredensie jest zastawa, którą lubię i na pewno się jej nie pozbędę, bo jest piękna. Ale nie kupię kolejnej, bo po co ?
Nie potrzebuję nowych mebli, bo te, które mam, służą mi doskonale. Jednak ich nie wyrzucę i nie będę spać w hamaku.
Za prostotą życia stoi zawsze pytanie: co jest dla mnie ważne, co jest drogie mojemu sercu, a co jest niepotrzebne, zbędne.
Bowiem wiele rzeczy kupujemy z myślą nie o sobie, tylko o innych. Dla oczu sąsiadów, znajomych. Żeby ten kolega, co był na urlopie w Brazylii, zobaczył nasze zdjęcia z nowym samochodem na Instagramie i żeby go zazdrość zżarła.
Jeśli chcesz żyć prosto, zapytaj swojego serca, co masz dla ciebie, a co dla innych. Nie rób nic na pokaz.
Nie kupuj rzeczy, które nie są ci potrzebne. Masz tyle sukienek, że jeszcze jedna będzie tylko ozdabiać wieszak. Masz tyle koszul, że jeszcze jedna i nie starczy dla nich półki. Nie musisz ich wyrzucać, ale nie kupuj nowych.
Wyrzuć albo oddaj komuś to, czego nie nosisz już dwa lata. Ja to praktykuję i ci polecam. Daj tym rzeczom nowe życie.
Zamiast myśleć o nowych gadżetach, inwestuj w dobre, proste relacje z ludźmi, których lubisz i cenisz.
Postaraj się o prostszą komunikację, także z najbliższymi. Wyrażaj swoje myśli wprost, nie klucz, nie rób uników.
Nie komplikuj rzeczywistości.
Nie kalkuluj, wybieraj zawsze najprostsze rozwiązania. Pamiętaj, że nigdy nie opłaca się kombinować, bo tylko pozornie jesteś wygrany. Najczęściej, jeśli kombinujesz, krzywdzisz innych.
Zacznij dostrzegać drobne przyjemności.
Ale żeby je widzieć, musisz przestać myśleć tylko o przeszłości i przyszłości.
Pamiętaj: przeszłość już nie wróci, więc szkoda na nią czasu. Przyszłość jest niewiadoma. Oczywiście, nie ma nic złego w planowaniu tego co chcesz zrobić, nawet wręcz przeciwnie, ale nie może to determinować i dominować twojego życia.
Spróbuj zobaczyć piękno tego, co jest tu i teraz.
Niech cię zachwycą nawet najbardziej banalne, najdrobniejsze rzeczy,takie, które do tej pory dla ciebie nie istniały. Spójrz na zachód słońca, zobacz jaki jest piękny.Wstań bardzo wcześnie i wsłuchaj się w ciszę poranka.
Wybierz się na łąkę. Popatrz: tam tętni życie, łąka jest jak wielkie miasto, a każdy ma w nim swoją rolę do odegrania.
Albo zaproś przyjaciela i zatopcie się w pogodnej pogawędce, zobacz, jakie to szczęście. Nie musisz się do niczego zmuszać, po prostu ciesz się, że możesz sobie rozmawiać z kimś, kto cię lubi i kogo ty lubisz.
Przestań myśleć o tym , kto co ma i czy ma więcej od ciebie. Ty nie potrzebujesz nic ponad to, co masz.
Posłuchaj śpiewu ptaków, już niedługo, jeszcze trochę i odlecą. Ciesz się, dopóki są z nami.
Wybierz się na spacer z psem, jeśli go masz, popatrz jak się cieszy i ciesz się razem z nim. A jeśli nie masz, jak najszybciej zaadoptuj . Zdobędziesz przyjaciela na całe życie i zrobisz coś dobrego.
Podrap kota za uchem, posłuchaj jak mruczy. Czy to nie piękne ? Kto tak umie ? Wiesz, że masz w domu małego tygrysa, którego możesz głaskać? Przecież to niesamowite ! A jak to uspokaja…
Uporządkuj myśli. Nie wystarczy zrobić porządek w szufladach. Także w twojej głowie musi przestać panować chaos. Wycisz się.
Przestań zazdrościć innym.
Zobacz, co wprowadza chaos w twoje życie i odrzuć to.
Zrób sobie listę zobowiązań, jakie masz i skreśl te, które nie są ci niezbędne. przecież nie wszystko musisz zrobić.
Zrezygnuj z znajomości, które cię przytłaczają i są dla ciebie toksyczne.
Postaraj się tak organizować czas, żeby robić tylko to, co konieczne i żeby mieć czas robić to, co ci daje szczęście.
Nie zaśmiecaj swojego czasu, masz go tylko ograniczoną ilość.
Żyj prosto
Wiosenny śpiew ptaków – to wszystko czego mi potrzeba do szczęścia. 🙂
Tak szwendaczu.Problem polega na tym,że ludzie nie potrafią znalezć równowag w zyciu i tego śpiewu nie słyszą.Szelest banknotów jest im bliższy
Właściwie w tym długim wywodzie powiedziałaś wszystko co najważniejsze … wybór oczywiście należy do nas. Do właściwego wyboru trzeba jednak dojrzeć 🙂 Minimalizm to pewna filozofia i styl życia – całkowite przeorganizowanie przestrzeni zewnętrznej ma potęgować zmianę wewnętrzną w myśl zasady, że kiedy mamy porządek w domu, to mamy także porządek w umyśle. By zacząć żyć zgodnie z ta filozofią ,trzeba najpierw przyswoić tą prostą prawdę, że szczęście można osiągnąć nie poprzez gromadzenie dóbr. Rezygnując z nadmiaru, mniej się martwimy, mniej tęsknimy, mniej żałujemy. Uświadamiając sobie, że nic nie mam, niczym nie jestem, robimy pierwszy krok w kierunku wolności… 🙂
To prawda. Zauważyłam, że im mniej mam, tym bardziej otwieram się na inne sprawy. Ja zresztą nigdy nie lubiłam otaczać się masą przedmiotów. Wyjątkiem są książki. Przynoszą mi więcej radości niż nowe sukienki. I dobre zdrowe jedzenie, o, to lubię. Ale w pozostałych rzeczach ograniczyłam się bardzo, część porozdawałam, a czego nie mogłam podarować, wyrzuciłam. Lepiej się z tym czuję. Taki porządek, masz rację…:)
Ostatnio przyglądam się z uwagą tematowi o nazwie ” Mindfilness”. Bardzo mi się podoba i on też nawiązuje do minimalizmu. Przyznam szczerze, że kiedy zaczęłam moje „nowe życie”, zachwyciłam się tym, że mogę w końcu mieć coś dla siebie, kupić coś dla siebie i nikt w końcu mi niczego nie zabrania. Trochę obrosłam w rzeczy , w gadżety w ubrania… ale powoli już mi się to – wycisza 🙂
Bardzo mądry, ale przede wszystkim potrzebny tekst. Wielu osobom przydałaby się taka rewolucja choć zapewne nie zdają sobie z tego sprawy. Doświadczyłam konieczności pozbycia się wielu rzeczy i wtedy zrozumiałam, że to tylko przedmioty owszem pamiątki powiązane z wspomnieniami ale jednak rzeczy. Czasami takie pożegnania bolą, ale przychodzą takie chwile kiedy człowiek uświadamia sobie, że to wcale nie ukochany serwis do kawy jest najbardziej posiadanym stanem w Naszym życiu… Gdy zachorowałam zrozumiałam, że rzeczy to śmieci, a czas to bogactwo, możliwość budzenia się co rano to największe szczęście… Dziękuję za odwiedziny na moim bloogu, przestałam go prowadzić na jakiś czas tym bardziej dziękuję 🙂
Dziękuję.. W dzisiejszym zwariowanym świecie, gdzie liczy się tylko stan posiadania,naprawdę warto zastanowić się, czy rzeczywiście to przynosi nam szczęście. Ja twierdzę,że nie.
Pozdrawiam
Gabrysiu: greenelka.com Zrób sobie dzień uważności.
Ja myślę, że nie chodzi o to, aby wszystkiego się pozbywać, chociaż jeśli ktoś tak lubi, to dlaczego nie, ale, że otaczanie się przedmiotami i gadżetami nie jest drogą do szczęścia. Na pewno nie. W moim życiu był taki okres. I zawsze ta radość trwała krótko. Połowy tych rzeczy dzisiaj nie mam.
Pozdrawiam Cię serdecznie
nie jestem minimalistka, ale tez nie kupuje jak leci. Lubie regularnie pozbywac sie rzeczy , ktorych nie uzywam. w moich szafkach nie ma rzeczy , ktore jak u niektorych leza latami i choc nikt ich nie uzywa i pachna juz staroscia i „depresja” ;))) nie sa wyrzucane. Przedmioty nie powinny byc nam najwazniejsze…. no chyba , ze pluszowy mis z dziecinstwa ;)))))
Zgadzam się. Miałam znajomą, która trzymała ubrania dawno niemodne, a co gorsza, nie pasujące na nią. W szafach była depresja jak mówisz i … mole.. Niczego się nie potrafiła pozbyć. Za to wciąż urządzała rajdy po sklepach w poszukiwaniu „okazji”. Totalny bezsens,moim zdaniem.
A pluszowy mis, to oczywiście, oczywiście musi mieć honorowe miejsce 🙂
Pozdrawiam serdecznie
moj mis potrzebowalby lekarza ;)))))) albo sama go siankiem wypcham , Taki on juz stary
a, to on jest z tych najbardziej ukochanych…
Mnie swego czasu też przerażało przemijanie, mimo, że do 40+ mi daleko. Sądzę, że to w dużej mierze kwestia lęku, który w sobie nosimy. A nosimy go, bo nie umiemy osadzić się w teraźniejszości. Ciągle żyjemy w sinusoidzie – od przeszłości do przyszłości. Teraz nie ma lęku, jest jedynie w naszej wyobraźni, gdy zbytnio skupiamy się na czasie, który nas obecnie nie dotyczy.
A co do minimalizmu – wiele jest jego odmian. Mnie osobiście pomogła eliminacja zbędnych rzeczy ze swojego otoczenia. Nie tracę czasu na głupoty. No i stał się zaczątkiem do mojej przemiany, pracy nad sobą, większej świadomości, umiejętności chwytania się na obecności.
Pozdrowionka serdeczne! 🙂
No właśnie. Człowiek ciągle zastanawia się nad tym co będzie i żałuje tego, co było, a co mogło być inne, po prostu diabelski krąg. Dlatego nie może odnaleźć spokoju. A można tak jak piszesz, zobaczyć codzienność i być tu i teraz. Super, że to widzisz, bo w ten sposób życie da Ci więcej radości.
Pozdrowionka ciepłe:)
Agnieszko, skąd ty to wszystko wiesz? Z wykształcenia, z własnego doświadczenia? Tak czy inaczej – jesteś bardzo mądrą osobą. podpisuję sie pod twoim tekstem obiema rękami. Już Mies van der Rohe zwany ojcem minimalizmu, powiedział: mniej znaczy więcej. To wprawdzie dotyczyło architektury, ale czyż nie sprawdzi się w tzw. zwykłym życiu?
Ach Iwono, dziękuję, ale chyba przesadzasz. Życie mocno mnie potrząsnęło, co prawda w wielu sprawach na własne życzenie i w którymś momencie po prostu przekierowałam wektory. Od kiedy przestałam odczuwać potrzebę posiadania wielu rzeczy, czuję się lepiej i dla mnie to najlepsza droga. Nie odczuwam potrzeby mieć półki pełnej kosmetyków w łazience, nie muszę mieć szafy, w której nie mieszczą się ubrania. Ale kocham wokół siebie książki i w lodówce i spiżarce zdrowe , dobre, proste jedzenie.
Ale czy nie śmieszne? Właśnie w architekturze nie lubię minimalizmu. Dlatego na pierwszym miejscu jest Gaudi. Na drugim i trzecim też. Ale w życiu Mies van der Rohe, jak najbardziej.
Och, Gaudi – cudo, które podziwiałam w te wakacje:)
Ja byłam 4 lata temu, ale chcę pojechać znowu w przyszłym roku. Nie ma nic piękniejszego, to jak bajka, prawda?
Myślę, że takie rzeczy jak harmonia, piękno, prostota to trzeba mieć po prostu w sobie. Dawanie rad nie wystarczy, żeby ktoś z nich skorzystał i stał się innym człowiekiem. Chyba, że już nim jest tylko musi sobie to przypomnieć. Poza tym każdy jest inny i każdemu co innego daje szczęście. Oczywiście nie powinniśmy przywiązywać się do materialnych rzeczy i nawet rozumiem twojego znajomego z dobytkiem w plecaku, ale chyba też nie ma co wprowadzać żelaznej dyscypliny. Można otaczać się rzeczami, które lubimy i być jednocześnie wolnym od nich…
Pozdrawiam Agnieszko:)
Otaczać się rzeczami, które lubimy i jednocześnie być wolnymi od nich…. Coś w tym jest.
Pozdrawiam Mario:)
No właśnie mam ostatnio wrażenie, że minimalizm stał się mony. Zwyczajnie modny, a moda przemija… Hmm, nie widzę w prostocie nic złego, kupowanie czegoś, byle to mieć i rzucić w kąt tego też nie popieram. Ale w sumie co mi do czyjegoś życia? Każdy z nas powinien być szczęśliwy, a jaką drogę do tego szczęścia obierze – jego sprawa. Cieszenie się z małych rzeczy jest fajne. 😉
Oczywiście,że minimalizm jest modą. Ale przecież są mody lepsze i gorsze. Jednak wydaje mi się,że jeśli ktoś w życiu , w tym jak ma żyć, kieruje się modą, to beznadziejna sprawa. Ja taką klasyczną minimalistka nie mogłabym być, no, bo tak jak napisałam, to niemożliwe z tysiącami książek. Ale prostota w życiu i to nie tylko, jeśli chodzi o przedmioty, to jest według mnie piękne i może dać szczęście.
Pozdrawiam ciepło
Im mniej posiadam,tym lżej będzie mi się z tym rozstać.
Jak ja:)
Greenelko miła, już wklepałam Twój blog na stałe, nie ucieknie mi. Będzie miło jak do mnie zajrzysz czasem, na YT to taka jednostronna relacja, ale – z przyjemnością oglądam Ciebie i zwierzaczki 🙂
Zdecydowanie prostota, minimalizm nie dla mnie choćby z tego powodu, że chomikom trudno żyć bez swoich uzbieranych skarbów 🙂 A główne skarby to książki 😃
Twój tekst mówi dokładnie o tym co i w mojej duszy gra. Pozdrawiam baaardzo serdecznie 💗 Przytulam futrzaczki 😺🐕
Dobrze,jasne, pozdrawiam ❤️
Aniu,odwiedziłam wreszcie Twój blog i jestem zachwycona.Ale gdzie mogę zostawić komentarz? Tak czy owak, wrzuciłam na mojej fan page:)
Wybór stylu – czy to klasycznego, czy minimalistycznego – ma też swoje odzwierciedlenie w aranżacji wnętrza domu. O ile dach klasyczny, z wyraźnie zaznaczonymi przetłoczeniami, idealnie komponuje się z wnętrzami utrzymanymi w bogatszym, tradycyjnym stylu, o tyle opcja minimalistyczna z panelem Max PRO czy blachodachówką Karen PRO doskonale wpasuje się w nowoczesne, ascetyczne aranżacje. Można tu myśleć o wnętrzach w stylu skandynawskim, gdzie dominują proste formy i jasne kolory, czy też w opcji industrialnej z wykorzystaniem surowych materiałów takich jak beton czy metal. Zastosowanie prostych, płaskich blachodachówek w kolorze czarnym czy grafitowym może być idealnym dopełnieniem dla wnętrza z minimalistycznym oświetleniem i meblami o prostych formach. Dlatego warto zastanowić się nad spójnością stylu nie tylko na etapie wyboru materiałów dachowych, ale również przy projektowaniu wnętrza – to kompleksowe podejście sprawi, że zarówno dom, jak i jego wnętrze będą harmonijne i spójne pod względem estetycznym.
Cóż za wspaniały, merytoryczny komentarz, serdecznie dziękuję, jestem wdzięczna i pełna podziwu
Pozdrawiam
Greenelka – Agnieszka Moitrot