Lifestyle

Stary dom na końcu świata, czyli biały koń, piękny, choć na obrazie

 Po latach mieszkania w mieście, co oznaczało  stres 24 godziny na okrętkę, jak lubiła mawiać moja babcia, przeprowadziłam się na koniec świata, czyli podkarpacką wieś.

Kiedy kupiłam swój wymarzony stary dom, wiedziałam, że będę musiala poświęcić długie tygodnie na remont.

No cóż, nie było w planach nowego, wypasionego domu w stylu dworków polskich z akcentem disco polo.

Nie, miał być  koniecznie dom stary, taki, który mieści w sobie tajemnice kilku pokoleń, ze strychem, pojemnymi piwnicami na jabłka zerwane we własnym sadzie i ziemniaki zebrane z własnego pola.

Z tygodni zrobiły się miesiące, a mój mąż przypłacił to zawałem i pobytem w szpitalu, co o dziwo do dzisiaj wspomina mile, serio, no, ale mojego męża nie zrozumie nikt, kogo los nie obdarzył solidną dawką czarnego, często surrealistycznego humoru.

stary dom

Jak było tak było, zdarzały bardziej i mniej wesołe historie, na przykład kiedy wpadłam do piwnicy przez niedomknietą klapę w kuchni i skręciłam sobie nogę w kostce, albo kiedy moja suczka Sally zakochała się w psie sąsiadów i z tego związku przyszła na świat Henia, suczka też, brzydula, ale z tych najukochańszych i obdarzona rozumem większym niż niejeden człowiek, a już na pewno mądrzejsza niż niejeden polityk każdego sortu, lepszego czy gorszego.

Wracając do remontu, wszystko ma swój koniec, więc i remont tego końca szczęśliwie dobiegł, choć wszyscy, którzy w takie klocki się bawili, wiedzą, że coś takiego jak remont ma to do siebie, że jak się jeden skończy, drugi się zaczyna.

stary dom

No tak, ale w końcu, kiedy już na domu był nowy dach, kiedy naokoło domu stał płotek, a w domu świeżutka, śliczna łazienka, w pokojach stały sobie fotele i oczywiście moje ukochane biurko, wtedy zostały nam jeszcze ściany.

W sensie, ściany stały i chroniły nas przed oczami sąsiadów, jasne, nawet pomalowaliśmy je na różne wesołe kolory, ściany, nie sąsiadów:)

Chodzi mi o to, że brakowało takiej ostatniej kropki nad „i”.

Z miasta, z naszego poprzedniego mieszkania nie przywieźliśmy żadnych obrazów.

Nie pasowałyby do naszego domu pod lasem. Pod lipą.

A no właśnie, zapomniałam  powiedzieć, że przy naszym starym domu rośnie wielka, piękna lipa.

Sąsiedzi wielokrotnie przekonywali mnie do tego,żeby ją śćiąć, ale mowy nie ma, lipa – święte drzewo Słowian, a przy okazji co roku daje nam  cudowną herbatkę na zimowe wieczory przy kaflowym starym piecu.

Więc skoro stare obrazy, pasujące do dawnego, miejskiego mieszkania porozdawaliśmy po znajomych, trzeba było coś wymyśleć.

Obrazy , które miały zdobić ściany w naszym domu pod lipą, musiały wyrażać nasz charakter. I pokazywać to, co kochamy, czym się otaczamy. I tu problem sie pojawił, bo w naszym domu mieszka cała masa kotów i psów, więc  może obrazy , na których są nasze czworonogi? Ale ja całe życie pragnęłam mieć konia. Może jeszcze mi się uda, choć koszty utrzymania są ogromne, a dzisiaj szczególnie i zwłaszcza.

Jednak co stoi na przeszkodzie, żeby choć ze ściany spoglądał na nas przepiękny koń, moim zdaniem bez dwóch zdań najpiękniejsze zwierzę świata?

stary dom

I tak zawitałam do sklepu Wydruki dla domu, gdzie spędziłam kilka  godzin. Serio. Jeśli masz ochotę tam zajrzeć, przygotuj sobie filiżankę dobrej herbaty, najlepiej z lipy 🙂 zasiądź w wygodnym fotelu i zatoń w obrazach, fototapetach, a zapewniam cię, że nie wyjdziesz prędko.

Uważaj, jesli masz niecierpliwą drugą połówkę, która akurat wtedy będzie chciała wyjść na spacer. Jasne, że spacer jest mega zdrowy, ale nie ucieknie.

Popatrz sobie na przepiękne, kręte uliczki Sardynii, albo lawendowe pola Prowansji, możesz zatonąć w oczach tygrysa, możesz wejść na samą mansardę holenderskiego domu, możesz popłynąć jachtem.

Jeżeli chcesz w kuchni pić poranną kawę, patrząc na plaże Brazylii, nie ma sprawy, jeśli pragniesz przed snem wejść do zapraszającego soczystą zielenią lasu, nie ma sprawy, jeśli chcesz w salonie cieszyć oczy widokiem żółtych taksówek w Nowym Jorku, też to jest możliwe.

Ja podarowałam sobie konia, przepięknego, białego konia ,z małymi uszkami, białą długą grzywą, który patrzy na mnie spośród żółtych kwiatów rzepakowego pola.

stary dom

Kiedy piszę te słowa, myślę, że dobrze byłoby przytulić twarz do jego jedwabistej sierści. I zapomnieć o wszystkich kłopotach i smutkach. Zamykam oczy i  jestem tam, wdycham zapach kwiatów i jedyny w swoim rodzaju zapach lata. Choć to tylko obraz, w moim wiejskim domu, wydaje mi się, że biały koń jest prawdziwy, jakby stał obok mnie. Możesz go zobaczyć i dotknąć, wystarczy  odrobina fantazji i to coś, co nazywa się duszą dziecka.

Jeżeli ją masz, życie nigdy nie będzie nudne, za to nie zabraknie w nim kolorów,  choć nie zawsze tych jasnych.

A obrazy do salonu są po to, żeby cieszyć twoje oczy i zachwycać pięknem.

Obojętne, czy w domu na wsi pod lipą, czy w mieście.

Pozdrawiam serdecznie – Greenelka

Możesz wesprzeć to, co robię, tutaj :

Patronite.pl/greenelka

 

 

(Visited 490 times, 1 visits today)

6 thoughts on “Stary dom na końcu świata, czyli biały koń, piękny, choć na obrazie

  1. Jak kupować, to tylko stare domy z duszą. Jednak wszystko ma swoją cenę. Mój ojciec też zakup i remont takiego domu przypłacił zawałem. I tak miał więcej szczęścia od dwóch sąsiadów, którzy już wyremontowanych domów nie zobaczyli…
    Ścięcie lipy to świętokradztwo. U moich rodziców też są dwie. Jak kupowali dom były malutkie, teraz są zacne drzewa i jaki wspaniały cień dają w czasie upałów 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *