Spotkanie
Był szary zimowy dzień, jeden z tych, kiedy chciałoby się zagrzebać pod ciepłym kocem i nie wynurzać nosa z domu. Kubek gorącej herbaty i dobra książka, tego chciała tego dnia. Ale życzenia pozostały tylko życzeniami, bo życie gra przeważnie zupelnie inną melodię.
Tak więc dzień zaczął się dla niej jak zwykle, czyli wczesnym spacerem z psami.
Ale tym razem okazało się, że wszystko było inaczej.
Kiedy skierowała się ku ulubionej ścieżce, tej, która biegła w stronę lasu, usłyszała dziwny dźwięk. Najwyraźniej pochodził ze sterty zbutwiałych liści nad strumieniem. Psy, podobnie zdumione jak ona, pobiegły w kierunku, z którego dobywał się ów odgłos i w pewnym momencie stanęły. Merdały ogonami, ale i piszczały, co mogło oznaczać, że dzieje się coś niezwykłego.
Zbliżyła się i ona.
W środku sterty liści siedziała maleńka srebrna koteczka. Płakała żałośnie i spoglądała w górę wielkimi oczami. Ona schyliła się i wzięła kotkę na ręce. Ukryła ją pod kurtką i czuła jak szybko bije malutkie serduszko. Ze strachu? Z bólu? Z zimna? Chyba ze wszystkiego po trochu – pomyślała i skierowała się w stronę domu.
Tym razem ze spaceru nic nie wyszło.
Ale psy nie były nieszczęśliwe, zapewne mały płaczący kotek był o wiele większą atrakcją niż spacer po nawet najpiękniejszym, ale jednak zimnym i ponurym lesie.
Skakały wokoł swojej pani, szczególnie Henia, suczka , która miała baczenie na całą gromadkę i czuła się w obowiązku pilnować, aby wszystko było w porządku.
Ona uspokajała psy.
-Zaraz dojdziemy do domu, zaraz zobaczycie kto to.
Kiedy otworzyła drzwi, zawołała
-Popatrz, kogo znalazłam !
Mąż wynurzył się z kuchni, gdzie celebrował swoje wielkie hobby, czyli próbowanie nowych smaków.
Kotka nie ruszała się pod jej kurtką. Tylko to bicie malutkiego serduszka…
Delikatnie wyjęła zwierzątko i położyła na fotelu. Kociątko, które przy bliższych oględzinach okazało się być kotką, spojrzało na nich, przeciągnęło się rozkosznie i zamarło w pozycji sfinksa, nadal patrząc na dwoje ludzi. Wyglądało na to, że wszyscy byli sobą bardzo zdziwieni.
Maleńka srebrnowłosa koteczka z łatką na pyszczku i oni, otoczeni psami zamaszyście machającymi ogonami. Ach, były i koty, ale te okazywały tylko wyniosłą obojętność wobec nowego przybysza.
Kotka, jakby lekko się wahając, zeskoczyła z fotela, po czym zupełnie jakby znała dom, w którym się znalazła, powolnym krokiem małej baletnicy z dumnie podniesionym ogonem, poszła w stronę kuwety.
-Jak myślisz, skąd ona to wie? – powiedział mąż. Ona milczała. W radio słychać było uwerturę ” Carmen”.
-To jej imię – powiedziała i napełniła miseczkę jedzeniem. Srebrna kotka wyszła z kuwety i z wdziękiem wskoczyła na parapet okna, gdzie była kocia jadalnia.
Usiadła, owinęła wokół siebie ogonek i zaczęła zajadać, aż trzęsły się jej malutkie uszka. Widać było, że jest bardzo wygłodzona. Kiedy skończyła, ponownie przeciągnęła się i wskoczyła na biurko, gdzie kobieta zazwyczaj pracowała. Ułożyła się za laptopem, tak jakby od zawsze to było jej miejsce na ziemi.
Ona usiadła i popatrzyła na kotkę.
-Skąd przyszłaś? -zastanawiała się. Ale ze strony kotki nie padła żadna odpowiedź, bo juz spała, zwinięta w kłebuszek.
Minęły trzy dni w ciągu których Carmen zdążyła zadomowić się i zaprzyjaźnić z innymi mieszkańcami małego domku pod lasem. Tylko kocur Jimmy czasami znienacka pacnął ją swoją wielką łapą, jakby chciał pokazać kto tu rządzi.
Srebrnowłosa Carmen siedziała na biurku i nie zmieniało się to nawet wtedy, kiedy była bardzo zmęczona. Kładła się wtedy na gazetce, która leżała sobie wśród innych rzeczy na biurku kobiety i zasypiala.
Były cały czas razem.
Ona zastanawiała się co zrobić. Bo najwyrażniej kotka wybrała ją sobie, ale z drugiej strony w domu była już całą gromadka zwierząt…
Rozstanie po raz pierwszy
Czwartego dnia rozległ się dzwonek u drzwi.
Podeszła. Na progu domu stał daleki sąsiad z małym chłopcem. Ona znała ich z widzenia.
-Proszę pani, jest może u pani mała srebrna kotka? – odezwał się starszy mężczyzna. Wie pani, to kotka mojego wnuczka.
Spojrzała na mężczyznę nieufnie.
-A jak to się stało, że taka malutka kotka znalazła się daleko od waszego domu? Przeciez jest zima i takie zwierzątko nie powinno przebywać na zewnątrz.
Mężczyzna speszył się, ale odpowiedzial –
– wychodzilismy z domu, a ona poszła za nami.
Chłopiec zaczął płakać.
Zaprosiła oboje do domu i zaprowadziła do Carmen, która słodko spała na biurku. Chłopiec pochwycił zaskoczone zwierzątko w ramiona i nie minęła nawet jedna minuta, kiedy oboje wraz z mężczyzną zniknęłi.
Pomyślała, że szkoda, że będzie jej bardzo brakować mruczącej koteczki za laptopem. I cały czas zastanawiała się, czy dobrze postąpiła oddając ją w te, było nie było, nieuważne ręce.
Minęły dwa tygodnie, a ona wciąż myślała o malutkiej Carmen.
Spotkanie po raz drugi
Był taki sam ponury dzień, jak każdy tej zimy.
Tyle, że spadł już śnieg i idąc z psami, zmuszona była przedzierać się przez zaspy. Jak zwykle marzyła o powrocie do domu, cieple kaflowego pieca i kubku aromatycznej herbatki z liści malin, które namiętnie zbierala latem. Przynajmniej to mi zostało – pomyśłała z żalem.
Zawróciła i poszła w kierunku domu.
Kiedy weszła po schodach na werandę, zobaczyła skulone w śniegu stworzonko. Serce zabiło jej mocniej, a Henia podbiegła i trąciła nosem srebrna kotkę.
-Carmen? To ty? Naprawdę? Wróciłaś do mnie?
Nie zastanawiając się ani chwili, podniosła miauczące żałośnie kociątko i jak wtedy schowała pod kurtką. A ono jak wtedy, z mruczeniem głośnym niczym traktor przytuliło się do jej ciała, jakby chciało z nią wtopić się w jedno.
-Jesteś, jesteś – powtarzała ona i wtulała twarz w miękkie futerko. Już nigdy nikomu cię nie oddam- powtarzała z radością.
Weszła do domu, a kotka, jakby tylko na to czekała, wskoczyła na parapet, zjadła co było w miseczce, oblizała się z rozkoszą, po czym udała się do kuwety. Słychać było energiczne zacieranie sladów. A na koniec kotka wskoczyła na biurko i usadowiła się za laptopem. Kobieta położyła jej gazetkę i kotka zasnęła.
Tak, jakby nie było tych dwóch tygodni.
Kobieta zrozumiała jak bardzo tęskniła za malutką srebrną koteczką. Nagle poczuła, że wreszcie jej świat się poukladał i że to nie był przypadek. Że tak musiało być i coś to wszystko miało znaczyć. Może kiedyś zrozumie… A może nie, bo w końcu czy wszystko w życiu trzeba rozumieć?
Tylko jedna myśl nie dawała jej spokoju.
-Ty nie będziesz nazywać się Carmen. Wiesz co, nazwę cię Meggy – powiedziała z twarzą wtuloną w srebrne futerko. Meggy odpowiedziała jej rozkosznym mruczeniem.
Nie rozstawały się ani na chwilę.
Meggy chodziła za nią krok w krok. Lubiła też męża, jednak jej prawdziwą miłością była kobieta.
Ulubionym miejscem była gazetka za laptopem, ale czasami kładła się między psami. Te zaakceptowały ją bezwarunkowo, no, ale w domku pod lasem było tak zawsze. Koty i psy żyły razem i nigdy nie było kłótni. To znaczy, gwoli sprawiedliwości psy ustępowaly kotom, ale pisał jak pisał, było dobrze. A psy bardzo kochały swoją panią i nawet, gdyby przyprowadziła do domu słonia, też by go polubiły i próbowały spać razem z nim przy kaflowym piecu, oddalone o krok od swojej pani.
Sąsiadka
Któregoś dnia kobietę odwiedziła sąsiadka. Oczywiście zobaczyła Meggy, która jak zwykle siedziała na biurku.
-o, masz tę kotkę- zauważyła odkrywczo.
Kobieta czekała bez słowa.
-Wiesz, ona tam nie miała dobrze- dodała sąsiadka. – Ten chłopiec wrzucał ją do strumienia. Ona od nich , od tych ludzi uciekła. Dobrze, że trafiła do ciebie.Miała szczęście.
Kobieta była wstrząśnięta. Nawet nie słuchała co sąsiadka jeszcze mówiła. Nawet nie zapytała skąd ona to wszystko wie.
Zresztą, czy to było ważne? Widziała tylko jej poruszające się usta. Ledwie zarejestrowała odgłos zamykanych drzwi.
Kiedy opowiedziała mężowi o tym, czego się dowiedziała, zobaczyła w jego oczach łzy.
Tylko Meggusia zdawała się o niczym nie wiedzieć, a jeśli wiedziała, zachowała tę tajemnicę w swoim kocim serduszku.
Mijały kolejne dni.
Nikt już nie zgłosił się po malutką kotkę o srebrnym futerku. Nikt o nia nie pytał, ale nawet gdyby tak było, ona nigdy już by jej nie oddała. Bo zrozumiała, tym razem nie miała wątpliwości, że to nie był przypadek. Nawet tak po cichu myślała, że to ktoś, kto ją bardzo kochał, a kogo już nie było wśród żywych, podarował jej Meggusię.
Ale zachowała te myśli dla siebie.
Obie miały swoje tajemnice. Mała kotka i ona.
Dni mijały jak paciorki nanizane na niteczki i wypełnione były radością i czekaniem na wiosnę. Kobieta postanowiła pochwalić się Meggusią i pokazała ją w mediach społecznosciowych, w grupie takich samych kocich zapaleńców jak ona.
Srebrna lisiczka – tak nazwano Meggy. A ona cieszyła się i głaskała ją po aksamitnym grzbiecie.
Cierpienie, nadzieja i pożegnanie
Któregoś dnia Meggy zachorowała.
Nagle, z wesołej , pełnej życia , puchatej koteczki, stała się cierpiącym kłębuszkiem nieszczęścia o wielkich, wystraszonych oczkach.
Nikt nie wiedział co jej jest.
Zaczęły się codzienne wizyty u weterynarza. Zastrzyki, tabletki, kroplówki…
Meggusię zaatakował wyjatkowo złośliwy, kompletnie nieznany wirus – słyszała za każdym razem.
Kotka przestała widzieć. Powoli traciła siły . Z każdym dniem coraz bardziej. Jednak walczyła. A kobieta pisała codziennie o jej zmaganiach. Nie była sama. Z wielu stron dostawała wyrazy wsparcia. Więc pisałą dalej, każdego dnia.
Już był moment, kiedy myślała, że będzie dobrze, że kryzys minął. Meggy odzyskała apetyt i nawet zaczęła bawić się z innymi kotkami.
Po czym przyszedł jeszcze jeden decydujący, ostatni cios. Małe ciałko nie wytrzymało trudów choroby i się poddało.
Kobieta całą noc i cały dzień trzymała swoją srebrną lisiczkę w ramionach, tak długo, aż przestała słyszeć jej oddech.
Meggy odeszła.
Pozdrawiam – Greenelka
Zapraszam też tutaj:
https://greenelka.pl/nigdy-tego-nie-zrozumiesz-jesli-nie-kochasz-kota/
szkoda chudzinki.
słów szkoda, bo i tak nie oddadzą za wiele.
może wróci, bo koty dziewięć razy żyją podobno – może wróci chudym liskiem już tej wiosny?
niech wróci Tobie.
oko, może…
wróci – koty mają niesamowite wyczucie i dobrego człowieka znajdą pośrodku zimy i pośrodku lasu gdzieś tam, gdzie ludzie zazwyczaj nie mieszkają – popatrz na tego okruszka – znalazł Cię, bo chciał, bo potrzebował znaleźć właśnie Ciebie – następnym razem będzie łatwiej, bo ścieżki przedreptane – wróci na pewno – tylko miej oczy otwarte i słuchaj, co psiaki gadają na spacerach.
trudno pocieszać na odległość, ale – na każdego przyjdzie pora, i na ludzi i koty. tylko, że koty wracają. do Ciebie też wróci – włącz radio – niech Carmen zacznie arię
Oko, dziękuję Ci bardzo…
Maggi nie odeszła. Tak długo, jak będziesz mieć Ją w sercu, tak długo będzie z Tobą. Kiedyś pisałaś, że uwielbiała chodzić po trawce…… szkoda, że nie może po swoim ogrodzie, ale za TM może jest trawka…..
Musi być , tak myśle…
Smutna historia, ale i tak miała dużo szczęścia trafiając na Ciebie ? Uściski Agnieszko, miłego dnia ☺
O tak kochana, obie miałyśmy szczęście… Ale bardzo krótkie…
ciężko się czytało. kochałam tę kotkę, choć nie wiem, dlaczego. Płakałam kilka dni po niej. Wiem, co czujesz…
Klaudio, wiem. Ale przez to mi lżej, że inni ja pokochali.Dziękuje Ci.
Bardzo smutna historia… trudno znaleźć odpowiednie słowa.
Wiem Joasiu
Nie mogę.
Podziwiam, że jesteś w stanie o tym pisać – ja wciąż nawet mówić nie mogę, choć czas upływa…
Tak. Wiesz, mi to pomaga, a poza tym jestem winna to ludziom, którzy Meggusię pokochali. A jest ich bardzo dużo.
Kochana,maleńka kruszynka zostanie w sercach wszystkich śledzącyvh jej los…aż do smutnego końca,ostatniego tchnienia które oddała w ramionach ukochanego człowieka
Tak kochana, dziękuje Ci bardzo…
Piekna opowieść o cudownej istotce. Do końca miałam nadzieję, że da radę. Ale Ona nie odeszła , usnęła na chwilę. Trzymaj się Agnieszko ❤
Joanno, los na krótko połączył Meggy i mnie,ale dał tak wiele, prawda?
Bardzo przykro mi…Smutna historia…:(
dziękuję..
Smutna historia, ale i trochę na duchu podnosi, bo świadczy że nie brakuje dobrych ludzi…
boja, dziękuję Ci
Wiesz Agnieszko, że na koty reaguję uczuleniem, ale swoją Meggusię opisałaś tak pieknie, że aż poczułam ochotę, by ją przytulić. Jakież ona miała piekne oczy… Kochana, niechaj będzie ona w twoich wspomnieniach zawsze. Ta srebrna lisiczka, która sobie ciebie wybrała i pokochała. Przytulam cię mocno, bo wiem, jak cierpisz
Bardzo… Dziękuję kochana
Kochana, dziękuję Ci
Czytałam te wspomnienia i serce mi się kraje Meggusia wybrała sobie ciebie Agnieszko i była piękną wspaniałą koteczką która zostanie naszej i twojej pamięci i sercach .Szkoda że tak krótko mogłyście się cieszyć swoją obecnością ale może być że podczas kolejnego wiosennego spaceru ona powróci tylko w innym futerku słuchaj i rozglądaj się uważnie .Pozdrawiam cieplutko .
Ewo,Kochana, dziękuję Ci
Przepiękna, wzruszajaca opowieść, Agnieszko. Biedna kiciunia, biedna Ty…Ale najwazniejsze jest to, że była przy Tobie szczęśliwa, że Ty czułaś przy niej spokój, szczęście, pełnię. Teraz jest ból, ale potem pozostanie ciepłe wspomnienie o niezwykłęj wiezi i miłosci, o cudzie darowanym na chwilę…
Pozdrawiam Cię i tulę mocno, Agnieszko!***
Logo, dziękuję Ci kochana:)
Dałyście sobie tak wiele przez tę krótką szczęśliwą chwilę…ona na pewno do Ciebie przyszła by zaznać, że człowiek jest kochaną,dobrą istotą…
Wolę historie z lepszym zakończeniem :(( ale życie to nie jest bajka . Też miałam taką sierotkę kopaną przez dzieci . Jak już wydawało się że wszystko jest ok to się skończyło bardziej raptownie niż zaczęło. Niestety nie uratujemy całego świata
Jago, to wiesz, co czuję, pozdrawiam ciepło:)
Ja bym nie dała rady pisać o tym tak jak Ty napisałaś…za słaba jestem i już mam oczy pełne łez… mamy w domu psiaka i do razu myślę o niej… to bardzo boli…
To takie pożegnanie było Aniu…
smutna historia, czemu niewienne istotki są takie delikatne? Cudnego wieczorku 🙂