Opowieść suczki z zadartym nosem
Kiedy przyszłam na świat jako ostatnia z ośmiorga dzieci Sally, byłam najmniejsza z całego rodzeństwa.
Sally to moja mama, jak możecie się domyśleć. A ja mam na imię Henia.
Sally urodziła się w Hiszpanii. Ale nie było jej tam dobrze. Mieszkała na ulicy, głodna i samotna, aż znalazła ją dobra wróżka i zabrała do siebie.
Któregoś razu wróżkę odwiedziła moja pani .
Bo, wyobraźcie sobie, były przyjaciółkami. Kiedy pani zadzwoniła do drzwi domu wróżki, Sally wyszła na próg i w tym momencie wszystko stało się jasne.
Pani i Sally spojrzały na siebie i wiecie, to była miłość od pierwszego wejrzenia!
Pani zapytała wróżkę, czy Sally może pójść z nią. Dobra wróżka popłakała się, bo zdążyła pokochać czarną suczkę o wielkich smutnych oczach. Ale Sally wybrała panią. I tak jest do dziś.
Sally jest najwierniejszym z psów.
Nigdy nie oddala się od swojej pani i cały czas jej pilnuje.
Jest bardzo szczęśliwa.
A za swoją panią poszłaby na koniec świata.
Któregoś dnia moja mama zakochała się w bardzo przystojnym psie Bimbo.
I potem już ja się urodziłam.
Byłam bardzo, bardzo malutka !
Nie miałam siły pić mleczka mamusi, bo byłam za słaba. I moja pani karmiła mnie z butelki. Musiałam się naturalnie tego nauczyć, ale ja byłam od początku bardzo mądra, więc poszło szybko.
Mój pan, czyli mąż mojej pani mówił, że jestem najbrzydszym psem, jakiego widział w całym swoim życiu.
Ale chyba tak naprawdę nie myślał, bo bardzo lubił mnie brać na ręce.
Pan był ogromny! I miał takie duże ręce ! Były jednak bardzo miłe, kiedy brały mnie w górę i sadzały na kolanach pana. Czułam się wtedy bardzo bezpiecznie.
Bo świat wokół mnie był nieznany i groźny. Wszędzie czaiły się niebezpieczeństwa.
Otwarte szuflady, pies sąsiada, który z jakiegoś powodu nie lubił mnie, może dlatego, że byłam taka brzydka?…
Szczotka do zamiatania i listonosz, który znienacka dzwonił do drzwi.
No i pan weterynarz.
Najgorszy ze wszystkich.
Dotykał mnie takim zimnym przedmiotem, który nazywa się słuchawka i mówił, że to dla mojego dobra. Pani powtarza nam, że to najlepszy człowiek pod słońcem dla nas, zwierząt. Ale ja w to nie wierzę. Bo za każdym razem, kiedy u niego jesteśmy, wbija we mnie igłę i to mnie boli.
Boję się go strasznie.
Całe szczęście, że nie choruję i chodzimy do pana weterynarza tylko raz w roku.
Chociaż pani bardzo go lubi i mówi, że jestem niemądra i nie muszę się trząść jak osika, kiedy daje mi zastrzyk, bo to się nazywa szczepienie i jest dla mojego dobra.
Ok, postaram się, ale nie obiecuję.
Mówiłam wam już, że urodziłam się jako ostatnie dziecko mojej mamy Sally? Było nas ośmioro. Miałam dwie siostry i pięciu braci.
Uwielbialiśmy razem się bawić.
Chociaż naszej pani nie zawsze to się podobało, bo robiliśmy przy tym dużo bałaganu i hałasu. No, ale przecież byliśmy psimi dziećmi !
Jak więc mogło być inaczej ?
Na szczęście po zabawie, kiedy byliśmy bardzo zmęczeni, zasypialiśmy wtuleni w siebie w koszyczkach wymoszczonych ciepłymi, milutkimi kocykami.
Dzisiaj jestem już dorosła.
Moi bracia i siostry powędrowali do innych domów, a ja zostałam z moja panią, moim panem i moją mamą Sally.
Powiem wam w tajemnicy : pani z panem tak zdecydowali, bo wiedzieli, że i tak nikt by mnie nie chciał.
Bo byłam bardzo brzydka.
Mój pan nadal to powtarza. To znaczy, że nie jestem ładna.
Moja pani za to mówi, że według niej jestem śliczna. Ja tam tego nie wiem, ale z dwojga złego bardziej wierzę mojej pani. To chyba zrozumiałe, prawda? Wiem tylko jedno.
Należę do kategorii psów szczęśliwych.
Mam ciepły kącik, a właściwie mnóstwo ciepłych, przytulnych kącików w miłym domku pod lasem, gdzie wszyscy mieszkamy.
Każdego dnia chodzimy z naszą kochaną panią na dalekie wycieczki
Wycieczki lubię, ale nie jazdę samochodem.
Moja pani mówi, że mam chorobą lokomocyjną. Ja tam nigdzie żadnej choroby nie widzę. Ale zawsze wymiotuję w czasie jazdy.
I wiecie kiedy? Nie uwierzycie!
Na rondzie, zawsze w tym samym miejscu! Pan robi kółko, a ja buch, pyszczek mam w torbie. Bo moja pani mnie zna i wie wszystko. Wszystko. Dlatego zawsze zabiera ze sobą plastikową torbę i papierowe ręczniki. To dla tej lokomocyjnej choroby…
Pan mówi, że to dlatego, że się bardzo wiercę.
To prawda, nie mogę usiedzieć spokojnie. W czasie jazdy stoję na pani kolanach. I trzęsę się tak strasznie, że pani mnie musi cały czas głaskać.
Mieszka z nami też taki mały smieszny piesek, który przyjechał z panią i panem aż z Bukaresztu.
Nie wiem, gdzie to jest, ale pani powiedziała, że to daleko i że ten piesek miał tam strasznie złe życie. Mieszkał na ulicy i ze wszystkich stron przeganiały go duże psy.
Ten piesek nazywa się Ozzy i chyba się nie zdziwicie, kiedy wam powiem, że bardzo kocha moja panią?
Mam też ciotkę Lili z pięknym ogonem. Lili jest też Hiszpanką jak Sally. Ale Lili jest nudna, bo nie lubi chodzić z nami na wycieczki.
Pani mówi, że to dlatego, że jest już stara…
Mam jeszcze siedem kuzynów i kuzynek. Ale wiecie co? To są koty!
Oto Borys.
Błąkał się w czasie wielkich mrozów na ulicy. Uratowała go dobra wróżka i dobry czarodziej, którzy są przyjaciółmi mojej pani i mojego pana.
Jimmy, który bardzo dużo wycierpiał w życiu na ulicy.
Zobaczcie jaki dzisiaj jest piękny i zadbany!
Malutki, którego moja pani i pan znaleźli na parkingu prze Biedronką.
Ten śliczny kotek najbardziej kocha pana. To była miłość od pierwszego spojrzenia.
No i są jeszcze cztery kuzynki kocie: Bella, Brunia, Toffi I Lady.
Wszyscy żyjemy w zgodzie. A nad całością czuwam ja, Henia z zadartym nosem.
I na koniec powiem wam jeszcze raz, że ponad wszystko, bardzo, bardzo kocham moją panią !
pozdrawiam was wszystkich
i zapraszam tutaj. To fragment moich opowieści, które spisała moja pani.
https://greenelka.pl/henia-o-tym-sie-zaczelo/
Jaki piękny wpis 🙂 Pozdrowienia dla Ciebie i głaski dla Heni 🙂
Bardzo, bardzo dziękuję ! Cieszę się,że się podoba. Głaski przekażę Heni, pozdrawiam z całego serca, już wiosennie!
Agnieszka
Takie słodkie :))
Tak, słodkie. Tylko Henia była brzydka i taka juz została. Ale i tak ją kocham.
Ależ Henia jest śliczna, co ten jej pan opowiada ! jest po prostu urocza i Sally też. Greenelko, proszę pisz więcej takich tekstów.
Pozdrawiam
Dziękuję, obie są wspaniale. Oczywiście, będę pisać, pozdrawiam
Henia jest śliczna, miała szczęście, że urodziła się w takim fajnym domu. A Pan? Myślę, że tak naprawdę ją bardzo kocha.
Tak, ja też myślę. pan tylko żartuje, mój mąż jest wielkim przyjacielem zwierząt. A Henia jest jedyna w swoim rodzaju.
Agnieszko, ależ wspaniała historia. Pewną analogie dostrzegam z życiem suczki mojego syna i jego ukochanej (właściwie to jej i jego). Urodziła się w lisiej jamie, gdzie schowała się jej mama, bo ludzie ją w ciąży wygonili (czy to byli ludzie?). Było 11 piesków, nasza ma na imię Tekila i jest równie szczęśliwa jak twój zwierzaczek. Identycznie się śmieje! pozdrawiam cię, dobry, wspaniały człowieku:)
W lisiej jamie, powiadasz? Jeśli chodzi o okrucieństwo ludzi nic już mnie nie dziwi. Ale są z drugiej strony tacy jak Wy, którzy maja serce.
Tekila, cóż to za wspaniałe imię:) pozdrowienia od Heni i jej gromadki
Cudowna opowieść , piękne zdjęcia Twoich pupili … Henia jest cudna 🙂 Śliczne koty i psiaki . I jakoś tak się zrobiło sielsko, anielsko …naprawdę fajnie . Po przeczytaniu i obejrzeniu spłynął na mnie spokój . Tego właśnie dziś mi było trzeba .
Jesteś wspaniałą Pańcią dla swoich milusińskich . Pozdrawiam ciepło i serdecznie . Miłego weekendu 🙂
Maju, ja też uważam, że Henia jest przepiękna, oczywiście. Bardzo się cieszę, że ten tekst spełnił swoje zadanie. Życie wśród zwierząt jest rzeczywiście takie jakieś spełnione, prawda?
Pozdrowienia od Heni ! 🙂
Oj bardzo dziękuję i ściskam łapki uroczej Heni 🙂 A dla reszty przesyłam ciepłe głaski jeśli wolno 🙂 I obowiązkowo przytulaski dla cudnego kwartetu mruczącego . Pozdrawiam 🙂
Henia i jej gromadka dziękuje bardzo! 🙂
Super sprawa. fajnie, ze tak im pomagasz. Moja corka tez ma pieska z Hiszpanii. Uratowala go. Najpierw bylam przerazona, bo nigdy nie mielismy psa, a tu pies z przeszloscia, „mowi” po hiszpansku, prawie dwuletni… nie bylo latwo, ale teraz po roku nie zalujemy ani troche. Jest uparta i ma charakterek, ale tez jest slodka i da sie lubic 🙂 super madre psisko. Nazywamy ja Duki, ale w paszporcie nazywa sie Dukesa 😉 nasza hiszpanska ksiezniczka
Katarzyno, zatem macie jak my Hiszpankę, no popatrz…:) Pozdrowienia dla księżniczki od Heni 🙂
O jejuś! Rudy kot!!! Koty, tyle kotów! Kocham. Po prostu kocham. A piesek wcale brzydki nie jest. Ale masz zgraję. Wesoło jest jak nic ;D. Ale jak psy godzą się z kotami? Nie warczą na siebie wzajemnie?
Tak, rudy kot, to nasz Malutki, on jest cudowny, nigdy nie wyciągnął pazurków na nikogo. Nie oszczędza tylko myszy…
My sami nie wiemy dlaczego, ale wszystkie zwierzęta żyją u nas ze sobą w zgodzie. Może jakieś fluidy przyjaźni? :)Jakikolwiek zwierzak do nas przyszedł, po prostu dobrze się czuł.
Koty nawet chodzą z nami na spacer , jeśli mają ochotę. I to bardzo śmiesznie wygląda, kiedy kot idzie z podniesionym ogonem i ociera się o psa.
Pozdrawiam słonecznie:)
Piękny psiak ♥
Henia aż łapkami pyszczek zakrywa, tyle komplementów…:)
dziekuję:)
Wspaniała historia ,a Henia jest urocza. Uwielbiam zwierzęta i jestem właścicielką owczarka niemieckiego, który jest domowym psem i przesyła głaski dla Twojego pupila 🙂
Bardzo dziękuję i pozdrawiam kolejną bratnią duszę. Jest nas na szczęście coraz więcej:)
Henia daje łapkę Twojemu pieskowi:) Przekazuję jej wszystkie komplementy 🙂
Po prostu przepiękna historia.
Rozumiem tę miłość do psów, bo sama mam dwa i po prostu nie da się ich nie kochać.
Są członkami rodziny.
A suczka piękna, a „za szczeniaka” była urocza do potęgi entej 😉
Pozdrawiam poniedziałkowo 🙂
Madziu dziękuję bardzo w imieniu Heni i witam w klubie psiarzy, masz dwa psy, to już wyższy stopień wtajemniczenia:)
Pozdrowienia w piękny poniedziałek:)
Heniu, ależ jesteś bardzo ładna. Szczególnie ten zadarty nosek dodaje Ci uroku. A wiesz, ja kiedyś miałam psa , który też miał chorobę lokomocyjną tak jak i Ty. Bardzo ładnie i ciekawie nam opowiedziałaś o swoim żywocie. O jejku, ależ Ty masz wielką rodzinę, tylko pozazdrościć.
Pozdrawiam.
Bardzo dziękuję, powiem mojemu panu,dopiero się zdziwi!
Pozdrawiam w imieniu mojej całej rodzinki!:)
Henia
Ale historia 🙂 Piękny dom razem tworzycie, przytulny, spokojny pełen miłości. Są też koty – ja jestem kociarą, ale w bloku nie mogę mieć kota, bo mąż nie lubi. Wcześniej miałam mimo tej niechęci, ale już nie chcę robić mu pod górkę. Za to, kiedy mój domek na wsi będzie gotowy, to zamieszka ze mną mnóstwo kotów i dla psa miejsce też się znajdzie 🙂
Napisałam wczoraj tekst o Heni, ale go nie ma. To nic, napiszę jeszcze raz, że Henie jest śliczna a uroku jej dodaje właśnie ten zadarty nosek. Henia ma taką samą chorobę lokomocyjną jak mój dawniejszy pies, który zwał się Aramis i był jamnikiem. Ojej Heniu, ale masz wielką rodzinę.
Serdeczności.
No to jeszcze w takim razie ode mnie podziękowania. No właśnie, też tak myślę,że mało który pies ma zadarty nosek.
Pozdrawiam bardzo serdecznie
Ach, to już trzymam kciuki,żeby domek szybko „stanął na nogi”:)
pozdrawiam słonecznie 🙂
Cudna opowieść 🙂 Nasz Laki czy Lucky, generalnie nasze Szczęście trafił do nas z ulicy jako 10-miesięczna panika i trauma, i jest z nami cudownie od 10 lat jako król naszego świata 🙂 Niestety jest mało społeczny przez te 10 miesięcy nie wiadomo jakich przeżyć więc jest jedynakiem, cieszę się, że u Ciebie jest więcej tego Narodu 🙂 Pozdrawiam 🙂
Dziękuję w imieniu Heni:)
Czasami tak jest,że trauma jest tak wielka,że takie biedne stworzenie już nigdy nie odzyskuje całkowitego spokoju.Nasza Lili tak ma. Od początku bała się wychodzić z domu.Co myśmy się namęczyli! Nie wiadomo, co musiała przeżyć.Ale nie ma problemow społecznych, obce psy są jej obojętne.
Pozdrawiam Olu, a dla Lakiego duże głaski:)
Heniu! Jaka Ty śliczna jesteś i mądra! A nosek masz najfajniejszy na swiecie.
Wiem co to miłość od pierwszej chwili. Spotkałam kiedyś taką śliczną, mądrą, schroniskową Miśkę. Spojrzałyśmy na siebie i jakby piorun strzelił. Miłość i już!!! Misiulki nie ma już z nami, była bardzo, bardzo chora o czym nikt nie wiedział. Misiulka zresztą też nie… I ja też nic nie wiedziałam. Spadło nagle, trwało dwa dni i nie ma już Misiuni. Ale jestem szczęśliwa że to właśnie mnie na te dwa lata wybrała i to mnie spotkał ten zaszczyt. Bądźcie bardzo szczęśliwe!
Przede wszystkim oddaje głos Heni, która siedzi tu i strzyże uszkami, kiedy czytam jej komplementy.:)
Ja tez uważam,że nawet jeśli zwierzak będzie z nami krótko, to i tak warto było, bo to jest cudowny czas. No a potem trzeba wziąć nowego przyjaciela i dać mu dom i szczęście. I tak całe życie.Tak jest dobrze.:)
[…] https://greenelka.pl/opowiesc-suczki-z-zadartym-nosem/ […]
[…] żeby przemóc jej niechęć do świeżego powietrza, ale cała moja praca zdała się na nic. Henia opowiada o tym w mojej książce , a ja tylko dodam, że ostatnim akordem w zachęcaniu Lili do wystawiania nosa za drzwi było […]
[…] https://greenelka.pl/opowiesc-suczki-z-zadartym-nosem/ […]